wtorek, 25 marca 2014

Budujemy nowy gród, azbestowy nowy gród...

Od jesieni mało pisałam, bo i szyłam mniej niż zazwyczaj. Nie znaczy to jednak, że nie robiliśmy zupełnie nic rekonstrukcyjnego. Korzystając z lekkiej zimy udało się podciągnąć sporo prac w osadzie Białogród, gdzie dosyć często bywamy i się trochę udzielamy.



Przede wszystkim, jeszcze w listopadzie, wzięliśmy się za wykańczanie chaty plecionkowej.
To jest w ogóle interesująca sprawa - chata została wybudowana jakiś czas temu, ale że była za duża i przez to praktycznie nie do ogrzania - właściwie nikt z niej nie korzystał, i tak sobie stała podmakając i niszczejąc. Że nocować się w niej nie dało, szczególnie w zimniejszych okresach, przekonali się na własnej skórze ci z uczestników Munitio 2013, którzy zostali w niej zakwaterowani.

Latem zebrała się ekipa pod wodzą Mścidruga w celu zapgrejdowania budynku - został przedzielony na dwie izby i udało się częściowo wypleść ścianki działowe wikliną. W ten sposób większa izba stała się "ogrzewalna", natomiast w mniejszej długo zastanawialiśmy się co zrobić - z racji niskiego stropu (powyżej jest stryszek dostępny z dużej izby) trudno byłoby w niej zainstalować piec kopułkowy czy otwarte palenisko. Był pomysł żeby zamieszkała tam koza albo żeby zrobić tam składzik.

Wczesną jesienią udało się pozyskać duuuuużo wikliny, można więc było kontynuować wyplatanie - tutaj zasługi miała między innymi moja ekipa, Ydalir, kiedy po drużynowej biesiadzie jaka zorganizowaliśmy w osadzie uznali, że "na kaca najlepsza jest praca" i wzięli się do roboty :)
Znów minęło nieco czasu, aż w końcu któregoś weekendu, siedząc z Rudym oraz gospodarzami na grodzie wespoł w zespół uznaliśmy, że trzeba by się zebrać i chatę wykończyć. Tym bardziej, że w międzyczasie od Rabiego dostaliśmy nieco interesujących materiałów, w tym mówiących o prawdopodobnym zastosowaniu kominów na Morawach. Oczywiście w odpowiednio zamożnych domach - no ale chata jest duża, jest dwuizbowa, jest w obrębie obwałowania - pasuje na dom kogoś ważniejszego niż przeciętny wieśniak.

I jak się zabraliśmy, to w przeciągu miesiąca, w weekendy, w obydwu izbach powstały skrzynie do spania i siedzenia, w dużej naprawiony został piec a w małej przerobiony i uzupełniony o komin, ściany wcześniej niewyglinowane doczekały się "tynku", a wyglinowane kolejnej warstwy, położona została drewniana podłoga, zrobiony podest przed wejściem i stopnie do środka.
W ten sposób biesiadę na zimowe przesilenie można było zrobić już w starej-nowej chacie plecionkowej :)


Glina. Z dodatkami. Wsysająca nogi jak rasowe bagno.


A tutaj Rudi coś odmierza - powstaje podest przy wejściu do chaty.


Sverre oczywiście został kierownikiem budowy, w końcu kto jak nie on ;)


Prace przy piecu z kominem w małej izbie. Tutaj nadzorują Filcowe Suczki. 



Niech się mury pną do góry! ;)


Rudy w dalszym ciągu robi podest i schody - efekt wyszedł bardzo dobry.


A ja tymczasem zajmowałam się glinowaniem ścian od strony sieni.



Glinowaliśmy też w izbach - zarówno mniejszej, gdzie szpary były takie, że dało się włożyć dłoń...


... jak i w dużej. Tutaj ścianka działowa była w całkiem niezłym stanie - dzięki solidnej letniej i jesiennej robocie, ale już pozostałe ściany, przez długie zaniedbanie, pozjeżdżały i do szczelin także z łatwością można było wsunąć dłoń. 


Tutaj widać całkiem nieźle różnicę między wygładzoną a niewygładzoną ścianą. 


I koniec dnia pracy. 

Chatka wymaga jeszcze kilku poprawek - przede wszystkim ostatniego wyklejenia ścian od zewnątrz i w środku, oraz przerobienia strzechy tam gdzie się zsunęła - przez tą w niektórych miejscach widać niebo ;) No i chcemy pobielić mniejszą izbę, która zyskała sobie już miano VIP-roomu - informację o tym, że być może używano wapna do bielenia ścian znaleźliśmy u Hensela, a tej dosyć jednak ciemnej klitce na pewno wyjdzie to na dobre. 

Ale to jeszcze nie koniec zimowych prac - w międzyczasie chłopaki cały czas pracowali nad chatą zrębową w obrębie wałów. Większość prac jest wykonywana ręcznie, siłą ludzkich mięśni i tradycyjnymi narzędziami, dlatego też prace przy chacie szły szybciej kiedy pojawiało się więcej osób do pomocy - a że tak było właśnie ostatnmi czasy (najwyraźniej wpływ wiosny), to w zeszłym tygodniu udało się dociągnąć ją do stanu w którym ściany są gotowe i można zaczynać zabawę z więźbą dachową (kiedy tylko zostanie zakupiony materiał). 


W dalszych planach jest zrobienie drewnianej podłogi, pieca w kącie chaty oraz ław. Ta chatka, podobnie jak plecionkowa, także przewidziana jest jako dom któregoś z wyższych rangą członków społeczności osady. 

Rudi i Dziadosz pogrzebali także przy studni, częściowo budując drewnianą cembrowinę. 


No i jeszcze płotek. O kwestii płotu mówiło się długo ale jak wiadomo, od planów do realizacji droga daleka. Powstał kawałek za chatą na podgrodziu, zostały wbite pale, i tak sobie to stało - a wiklina w stercie zaczynała nam sie podpsuwać. 
Tym razem ja dałam bodzec do działania, budząc się o poranku drugiego stycznia z propozycją: "A może byśmy wybudowali płot? Mamy nieco palików, mamy wiklinę którą trzeba zużyć nim zgnije - do roboty." 
I tak kolejny raz potwierdziła się zasada iż na kaca najlepsza jest praca, jako że udało nam się całkiem ładny kawał płotu wybudować, a prace były kontynuowane w kolejnych tygodniach. 


My budujemy - psotwory się z nas śmieją.


I tyle płotku powstało po Sylwestrze. Jakaś 1/3 docelowej długości na tym boku działki. 

Na tą chwilę plecionkowy płotek jest już długości jednego boku działki a tendencja jest rosnąca. Przyznam, że nie miałam pojęcia jak materiałożerna jest to praca - ale uznaliśmy, że zewnętrzne płoty powinny być gęste, żeby się nam zwierzyna nie rozbiegała. Co prawda przejście przez nie nie jest dla naszych psów problemem, ale może uznają, że im się nie chce ;) 

Ale to w dalszym ciągu jeszcze nie koniec. W lutym byliśmy ze Żbikiem i Ziemkiem we Wrocławiu, i przy okazji wizyty w tamtejszym muzeum archeologicznym objawił mi się nowy pomysł, który wkrótce zrealizowałyśmy z Katlą w osadzie. Mianowicie - cmentarz. Kawałek ziemi i tak był niewykorzystany - jest w rogu działki i nieco na uboczu - wybudowałyśmy tam więc zgrabne kurhaniki. W końcu cmentarz przy osadzie powinien być. 


Inspiracja - zdjęcie z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu


Weseli grabarze.


Nasze kopce nie są może aż tak kształtne, ale mniej więcej, z czasem może je nadsypiemy. 

Powstała też a la brama w formie rzeźb nawiązujących kształtem do antropomorficznych deseczek ze znalezisk łączonych ze słowiańskimi sanktuariami. A w ostatni weekend zaczęliśmy budować dookoła cmentarza niski płotek.


A jakie plany na nadchodzącą wiosnę? Poza tym wszystkim o czym wspomniałam wcześniej - dokończenie ogrodzenia, budowa zagródek dla zwierzaków, które mają się już w tym roku pojawić, budowa pieca chlebowego i ogólnie drobnej wioskowej infrastruktury, no i, jeśli dobrze pójdzie - kolejnych chat. W tym, być może, jeśli się uda, także "naszej" chatki - o czym pewnie będę pisać więcej, jeśli rzecz wypali.


A tu struganie kołków, jakby nam z cmentarza jakiś upir wylazł ;)

EDIT - Jutro będę miała jeszcze więcej zdjęć, właśnie tych od Katli, a jeśli zdąży, to obfoci więcej efektów naszych destrukcyjnych działań ;) A tymczasem wracam do lektury "Wczesnosłowiańskich półziemianek kwadratowych". 

1 komentarz:

  1. Brzmi świetnie :) Muszę się w końcu wybrać do Białogrodu i zobaczyć to na żywo. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń