wtorek, 5 listopada 2013

Cofnijmy się o krok i sprawdźmy raz jeszcze - czyli reinterpretacja sukni fartuchowej z Kostrup

Wracam po długiej nieobecności. Zaczyna mnie powoli przerażać ilość zaczętych notek, których nie mam czasu skończyć, albo do których brakuje mi jakichś pojedynczych zdjęć. Np. miałam napisać o gotlandzkich szpilach, no i leży już od roku i czeka. Ale tym razem nie o tym.

Jakiś czas temu uszyłam dwie wersje sukni fartuchowej z Kostrup. Pierwszą - próbnie, i drugą, która, zgodnie z moją ówczesną wiedzą, była bliższa możliwemu oryginałowi.
Przez jakiś czas zajmowałam się innymi kwestiami - aż całkiem niedawno temu, robiąc zestawienie informacji dla znajomej, jeszcze raz przejrzałam "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad, przypomniałam sobie bowiem rysunkową rekonstrukcję z okładki tej publikacji, sięgnęłam też kolejny raz do artykułu Hilde Thunem, która też ostatnimi czasy uszyła rekonstrukcję tej sukni - i której artykuł po raz kolejny polecam. No i summa sumarum postanowiłam uszyć nową wersję, bliższą wizerunkowi z "Vikinger i uld og guld" - i bliższą temu, co się faktycznie zachowało.



W tej notce jej jeszcze nie zaprezentuję, bo nie jest skończona - ale za to raz jeszcze napiszę kilka słów o samym znalezisku, uzbrojona w dokładniejsze dane.
Uwaga - to będzie długi tekst. Dedykowany Wilce, bo to dla niej robiłam zestawienie.

Co wiadomo o znalezisku z Kostrup?

Na podstawie stylistyki zawartości grobu został on wydatowany na X w. 
Znalezione zostały fragmenty tekstyliów, dwie brosze żółwiowe, sześć koralików szklanych i dwa z kryształu górskiego, żelazny nóż z pochwą, nieduża skrzynka z żelaznym zamkiem, oraz żelazny klucz - ale nie pasujący do zamka w skrzynce. 

Część fragmentów tekstyliów interpretowana jest jako suknia fartuchowa, co do części - przypuszczenia są różne (z naciskiem na suknię), a część - jako pozostałości wypełnionej puchem wełnianej kołdry w którą owinięte były zwłoki (swoją drogą to jest pomysł na wykorzystanie starych pierzyn, które mi w domu zalegają) lub jako fragmenty kaftana lub narzutki. 
Największe fragmenty złożone razem dają długość 25 cm, mają wysokości 10 cm, znajdowały się przy lewej broszy. Fragment ten rozciągał się oryginalnie prawdopodobnie od środkowej części sukni pod lewą broszą i dalej pod pachą. Długość zachowanego fragmentu oczywiście niewiele mówi nam o długości sukni, acz przedstawienia wskazują raczej na dłuższe suknie fartuchowe.

Fragmenty wykonane są z wełny w splocie płóciennym. Wg. jednego z badaczy tkanina była barwiona na niebiesko, ale w raporcie brak informacji, czy stwierdzono to badaniami chemicznymi czy "na oko" przy badaniach mikroskopowych ("Dragtrester i grav ACQ, Køstrup" Liisa Rasmussen i Bjarne Lønborg).

Górna krawędź fragmentów jest wykończona przez zagięcie ok. 0,5 cm i przeszycie drobnym ściegiem fastrygowym. Nie jest określone, czy brzeg zagięcia był oryginalnym tkanym brzegiem materiału czy przyciętym i tak pozostawionym, czy też materiał został jeszcze raz podwinięty do środka by schować przycięty brzeg mogący się strzępić. Tak z użytkowego punktu widzenia pierwsza i ostatnia opcja byłyby sensowniejsze niż zostawianie nieobrębionego brzegu.

A teraz to co najciekawsze - plisowana część znaleziska ;) W poprzedniej wersji sukni fartuchowej zrobiłam je dosyć spore, żeby w ten sposób u góry dopasować obwód stroju - a na dole żeby był on wystarczający do swobodnego chodzenia. A tymczasem, borem lasem, rzecz wyglądać powinna nieco inaczej. 

Jeden z końców fragmentu był plisowany w bardzo drobne pliski - szerokości ok. 3 mm i głębokości zagięcia 2-3 mm (czyli naprawdę drobniusie, spróbujcie pozginać kawałek papieru w takie pliski). Splisowany fragment jest zachowany w długości 7,6 cm, a w najszerszym (czy też najwyższym ;) miejscu ma 4,3 cm - nie wiemy więc, czy tkanina była splisowana tylko na klatce piersiowej, czy też plisy ciągnęły się dalej w dół. Nie wiemy także, jak długi był splisowany kawałek, nie jest zachowany od krawędzi do krawędzi. Lønborg sugeruje, że plisowanie było utworzone przez przeszycie poskładanego materiału pojedynczą nicią lnianą.
Z wyliczenia jakie zrobiliśmy na szybko z Rudym wynikałoby, że aby uzyskać takiej długości pliskę, musimy wykorzystać fragment tkaniny długości ok. 22,8 cm. Nawet jeśli plisowany fragment był dużo dłuższy (a raczej nie był) to jest to trochę mało jak na poparcie teorii, że chodziło o dopasowanie u góry i poszerzenie na dole - bo zwyczajnie ta pliska jest na to za drobna. Ale - to taki wniosek, który od razu mi się nasunął, takie potraktowanie tkaniny pozwala na uszycie przodu sukni fartuchowej z całego płata tkaniny, nie musimy go przycinać np. do trapezu, bo ten kształt nadaje nam plisowana część. Dodatkowo ma walor ozdobny, na który zwraca uwagę Rimstad (szczególnie w połączeniu z krajką, o której później). 

Na fragmencie znajduje się pionowy szew pomiędzy broszą a pachą, łączący dwa kawałki tkaniny, znajdujący się w odległości ok. 5 cm od broszy (wg. ułożenia brosz na zdjęciu w artykule Rimstad - i zakładając, że jest to poprawne ich ułożenie).
Szew pomiędzy pętlą a pachą wskazuje na to, że suknia nie była typu otwartego (interpretacje Gejier i Hagg odnośnie znalezisk z Birki) a raczej zamknięta – zachowany fragment nie pozwala jednak rozsądzić, czy była to prosta tuba (jak w mojej „różowej” interpretacji czy późniejszej niebieskiej z krajką), czy krój bardziej skomplikowany, gdzie fragmenty były krojone tak, by bardziej dopasować strój do ciała – podobnie jak w sukni fartuchowej na podstawie fragmentu z Hedeby (w interpretacji I. Hagg). 

zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad

Czas na pętelki. 
Pomiędzy końcem plisowania a lewą pętlą jest ok. 6-7 cm.
Pętla zachowana pod prawą broszą miała szerokość 1 cm i wys. ok. 3,8 cm.
Pod lewą broszą zachowały się dwie pętle – dolna i górna, będąca fragmentem szelki.
Pętla szelki miała szerokość 1 cm. Dolna pętla także miała szerokość 1 cm a jej wysokość było to, podobnie jak w "prawej", ok. 3,8 cm.
Dodatkowo w lewej broszy zachowała się też taśma z lnianej tkaniny złożonej w cztery i zszyta na jednym boku szer. 5 mm, przymocowana do szpili broszy przez owinięcie jej dookoła i zapętlenie. Najpewniej była to taśma służąca do zaczepienia klucza czy noża  - to, że akcesoria były przywieszane także w ten sposób a nie tylko na łańcuszkach etc. potwierdzają także znaleziska z innych miejsc, czasem były to paski z drogich materiałów jak jedwab czy bardzo dobrej jakości wełna/len, zdarzały się także plecionki wełniane.

Interesująca jest konstrukcja pętelek – zapewne podobna była konstrukcja szelek.
W przypadku pierwszej pętli materiał zgięty był w cztery i zszyty na jednej krawędzi ściegiem na okrętkę (krótka linia na dole to ścieg).
W drugim przypadku być może szwaczce zabrakło już wełny, więc środek, dla wzmocnienia, wypełniła pozginanymi skrawkami cienkiego lnu – przerywana linia na obrazku. Brzeg podobnie zszyła na okrętkę na krawędzi.
Można stwierdzić, że osobie która szyła strój zależało zarówno na jego ładnym wykonczeniu jak i na wykorzystaniu maksymalnie dostępnego materiału.

ilustracja z "Dragtrester i grav ACQ, Køstrup" Rasmussen i Lønborg

Suknia fartuchowa dekorowana była krajką – zachował się fragment długości 13,3 cm i 14 mm szeroki (co jest dosyć standardową szerokością ówczesnych krajek, żadnych tam smoków na dziesięć centymetrów szerokich ;)).
zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad

Osnowa była niebieska, nić skręcona podwójnie. Wątek mógł być lniany - nie zachował się, stąd podejrzenie, że był z włókna roślinnego. Wzory, stworzone metodą broszowania, wykonane były z kolorowej wełny. Nie jest niestety stwierdzone jakie kolory mogły mieć wzory, ale na pewno inne niż niebieskie tło, ponieważ przebarwiły się inaczej przebywając w ziemi. Najpewniej były kontrastowe, może żółcie czy czerwienie? Tak są najczęściej odtwarzane.

Krajka, wg. badających znalezisko, nie była naszyta na krawędź sukni fartuchowej, ale przyszyta do frontu pętelek, pomiędzy nią a krawędzią przebiegały jeszcze dwa wełniane czerwone sznureczki, zszyte ze sobą i przynajmniej w jednym miejscu przyszyte do krawędzi sukni fartuchowej – nie ma jednak potwierdzeń, by przyszyte były także do krajki. Podobne dwa sznureczki znajdowały się nad krajką. Nie wiadomo, jaka była ich funkcja. 
Rasmussen i Lønborg sugerują, że czerwone nici służyły do zawieszenia koralików, oraz że suknia mogła być uszyta tylko na potrzeby pogrzebu i stąd niepraktyczne zdobienie mające raczej wyglądać.
Moim zdaniem taka wersja jak na obrazku Rimstad, który wrzucam poniżej, byłaby całkiem praktyczna w codziennym użyciu, w końcu kobieta z tej klasy społecznej nie wykonywała już aż tak dużo czynności, które mogłyby skutkować uszkodzeniem sukni na klatce piersiowej, nie mówiąc już o tym, że na okazje takich czynności miała prawdopodobnie mniej elegancki strój, oraz przede wszystkim – służących ;) Natomiast czerwone nici mogły być doszyte jako dekoracja na okazję pogrzebu.

ilustracja z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad

Nie będę się rozpisywać o interpretacji wszystkich warstw tkanin, jakie zostałt znalezione w pochówku, bo notka już jest wielka, a dotyczy przede wszystkim sukni fartuchowej. Zasadniczo zarówno zespół Rasmussen i Lønborg jak i Rimstad zgadzają się co do tego, że pierwszą warstwą była lniana suknia, na to wełniana suknia fartuchowa, następnie być może kaftan lub narzutka-chusta. Ciało być może zostało do grobu owinięte kołdrą z dwóch warstw wełny wypełnionych pierzem (mamy tam taki właśnie przekładaniec wełna-pieprze-wełna). 

Jak badacze wyobrażają sobie formę tej sukni fartuchowej? Jak już wcześniej pisałam, przede wszystkim uważają, że była to suknia "zamknieta". Zgadzają się także co do tego, że plisowanie znajdowało się na środku przedniej części. Rasmussen i Lønborg uważają jednak, że plisy służyły przede wszystkim powiększeniu dolnego obwodu sukni, co, jak już wcześniej wspominałam, jest umiarkowanie trafne biorąc pod uwagę to, jak drobne są one i jak mało w gruncie rzeczy poszerzają. 
Jednak, powyżej już o tym wspomniałam, jeśli założyć szycie z tkaniny o szerokości ok. 50-55 cm, to plisowanie pozwoliłoby zrobić przód sukni fartuchowej z prostokąta i dopasować go do ciała bez cięcia, dzięki czemu nie musimy obcinać utkanych brzegów tkaniny a co za tym idzie – nie musimy ich przy szyciu obrabiać, co jak dla mnie jest już całkiem sporą korzyścią. No i dodatkowo ładnie wygląda takie plisowanie, wychodzi z tego całkiem zgrabna kiecuszka.

A jak to ugryzłam od strony praktycznej, szyciowej, napiszę już w następnej notce. I, jeśli niebo nie spadnie mi na głowę, wreszcie powrzucam część tych zaległych...

Jeszcze się pochwalę: http://instagram.com/p/fsUzXqSqxW/ - taka zajawka. Powstają kolejne. 


1 komentarz:

  1. Diabeł tkwi w szczegółach :) Czekam niecierpliwie na foty realizacji.

    OdpowiedzUsuń