czwartek, 27 lutego 2014

Znak życia i bonus ;)

Żeby nie było, że umarłam i nie żyję ;)

W przygotowaniu dwa wpisy, muszę tylko znaleźć chwilę, żeby je skończyć.

A poza tym, w perspektywie, szykuje się ciekawy okołowędrówkowy projekt - tym razem związany z wodą, i to z tych głębszych niż woda w stawie. Muszę, w ramach przygotowań, przejrzeć ciuchy i sprawdzić, co się nada i co muszę na siebie włożyć, żeby nie dostać hipotermii ;) Na pewno będzie sporo do doszycia, szczególnie coś pod kieckę i coś na głowę. I kaftan do wyremontowania, bo jest z grubego, mocno zbitego sukna. Ale o tym i ogólnie o przygotowaniach do projektu jeszcze napiszę.

W ogóle na ten rok szykuje się dużo ciekawych pomysłów do realizacji, i rzemieślniczych i wyprawowych i, że tak to ujmę, średniowieczno-bytowych. Mam nadzieję, że uda mi sie opisywać je na bieżąco.

A żeby nie było, że żadnej treści bardziej merytorycznej - taka ciekawostka dla reko-mam karmiących cycem:


Jak rozwiązana jest kwestia wyjmowania cyca z kiecki niestety nie widać, bo kobitka (konkretnie to Ewa) okryta jest chustą - ale z drugiej strony daje to jakiś ogląd, po co, między innymi, taka chusta mogła być (oczywiście poza wszelkimi kwestiami obyczajowo-symbolicznymi).


Widać za to fajnie podciągnięte wysoko rękawy sukni. Oraz strój dziecka - prostą koszulinę. Dziecko ma, co ciekawe, zupełnie nie dziecięce proporcje, w każdym razie nie proporcje dziecka na etapie cycomlecznym - taka była konwencja, właściwie aż do renesansu dzieci przedstawiano jako taką miniaturkę dorosłych. 
W każdym razie gdyby ktoś szukał pomysłu, jak wczesnośredniowiecznego dzieciaka ubrać - tutaj ma bardzo ładne przedstawienie. 


A wizerunek karmiącej Ewy jest częścią Drzwi Bernwarda, odlanych z brązu drzwi, pierwotnie, ufundowanych przez biskupa Bernwarda do kościoła św. Michała w Hildesheim (w XIX w. przeniesione zostały do katedry w tym samym mieście). Drzwi powstały w 1015 r.
Biskup Bernward miał gest - wrota mają blisko pięć metrów wysokości i ponad dwa szerokości i są pokryte reliefami wyobrażającymi sceny biblijne - zarówno staro- jak i nowotestamentowe.
To co jednak nas, rekonstruktorów, interesuje najbardziej to to, że postacie  na nich (choć nie wszystkie) przedstawione są ubrane w stroje ze swojej epoki - czyli według mody obowiązującej pod koniec X i na początku XI w. Mamy więc tuniki, płaszcze, panów chodzących bez spodni ;) (ale nie tylko, w spodniach też są ;) ), dojrzeć można owijki i podwiązki (u Trzech Króli).
Warto, szukając inspiracji do stroju, sięgnąć i do takich źródeł :)

Co, swoją drogą, przywodzi mi na myśl, że powinnam wreszcie skończyć kolejny wpis dotyczący strojów we wczesnośredniowiecznych przedstawieniach.