środa, 23 maja 2012

Kaptur ze Skjoldehamn

Po krótkim wtręcie artystycznym wracamy do tematyki, dla której ten blog został stworzony.

Jakiś czas temu pisałam, że zrobię wkrótce lepszą wersję kaptura wg. znaleziska ze Skjoldehamn - i oto ona. Wciąż nie dokładnie tak jak ma być, ale za to tym razem szyta z ręcznie tkanej i roślinnie barwionej wełny od Fuscherów - w dodatku w moim ukochanym splocie w diament :)  Jest to swoją drogą odstępstwo od oryginału, w którym użyta była tkanina o splocie skośnym. 

Niestety kaptura nie szyłam dla siebie, tylko na zamówienie - ale za to Klient dał mi wolną rękę co do zastosowania wszelkich myków jakie pojawiają się w oryginale. Mam nadzieje, że dobrze mu się nosi :)




Oryginał raz jeszcze ;)

Zacznijmy od wykroju - inaczej niż zwykle, w tym przypadku kaptur składa się z trzech kwadratów - dwóch mniejszych, oraz jednego dużego. Duży kwadrat został złożony na pół, a następnie w dolnej części rozcięty od krawędzi by umożliwić wszycie małego kwadratu-klina. W górnej części nacięcie zaczęło się ok. 2 cm powyżej miejsca wszycia klina a zakończyło ok. 1 cm od krawędzi - jest to miejsce na głowę. Ten krój zaczerpnęłam z opracowania o którym już wcześniej w "skjoldehamnowych" tematach wspominałam, tym razem za pośrednictwem strony http://www.medieval-baltic.us niesamowitej Pearl, na której umieściła tłumaczenie obszernych fragmentów tekstu, w tym tych, na które wcześniej nie zwróciłam dogłębnie uwagi.

Widok ogólny

Kaptur uszyty został oczywiście ręcznie, przędzą wełnianą mojej produkcji, barwioną naturalnie wrotyczem.  
Wersja ta bliższa jest znalezisku: zachowane są wymiary ubioru a także użyte szwy takie jak w oryginale - zarówno nośne jak i wykończeniowe.  

"Grzebień"

Górna krawędź kaptura przeszyta została podwójnie w celu dopasowania do głowy - także te szwy dopasowywujące pojawiły się w znalezisku. Tworzy to na górnej krawędzi charakterystyczny "grzebień".

Widok od tył. 


Tylna krawędź przeszyta jest ciekawym ozdobnym szwem - umiarkowanie to niestety widać na zdjęciu. Szew ten jednocześnie zdobi i łączy ze sobą kawałki materiału - ot, "scandinavian design" tysiąc lat temu, praktyczność i uroda w jednym.
Chyba już wspominałam, że ogólnie strój ze Skjoldehamn jest dla mnie pięknym przykładem tego co się obecnie nazywa skandynawskim dizajnem, tylko że sprzed tysiąca lat? Ot, skądś im się te piękne tradycje wzięły :)


Kaptur wyposażony jest - jakże by inaczej - w troczki o długości 20 cm, plecione z wełny, wzorowane na oryginalnych. 

Zdjęcia nie najfajniejsze, niestety pochodzą z "zazielenionej" serii, a kaptur już od dawna jest u swojego właściciela, więc nie da rady wykonać lepszych. Ale za to mniej więcej jest zachowany kolor tkaniny 
- jest przepiękna, absolutnie cudowna. I jeszcze ten splot... Rzadko zazdroszczę zamawiającym ciuchów jakie dla nich szyjemy (w końcu mam swoje dokładnie takie, jakie chcę) ale to jest właśnie ten przypadek :D Cóż, coraz bardziej ostrzę sobie ząbki na fuscherowe tkaniny... 

Albo sama się nauczę tkać w takim splocie, a co :D  


5 komentarzy:

  1. A mam taki kaptur tylko bez tego pięknego grzebienia i troczków.. ale może następny zrobię bardziej poprawny ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś się chyba pokuszę o zrobienie reko całego tego stroju, kiedy uda mi się dorwać odpowiednie tkaniny na ciuchy - bo na wykończenia się wykombinuje :) Ogólnie im się bardziej wgryzam w to jak był uszyty, ozdobiony, etc - tym bardziej uważam go za majstersztyk :)

      W ogóle jak to jest w kwestii "kaptur a Słowiańszczyzna"? To mniej moje tematy i nigdy się specjalnie nie interesowałam.

      Usuń
  2. Z tego co ja wiem, a szpecem na pewno ( na razie ;) nie jestem, to jeżeli chodzi o kaptur a słowiańszczyzną, to tak epokowo to ten jest najpoprawniejszy, za to nie do końca regionowo... ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaha, koza do kaptura wlazła! :D

    OdpowiedzUsuń