sobota, 25 czerwca 2011

Farbowanie v.1 - notka stara

Jakiś czas temu postanowiłam pobawić się w roślinne farbowanie wełny - oraz kilku skrawków lnu, dla porównania (i sprawdzenia, czy len faktycznie, jak wieść gminna głosi, tak ciężko się farbuje naturalnie - oraz na ile radosne kolory lnu noszone w "ruchu" są fantazją). 




Pierwsze podejście - umiarkowanie udane - za mało stężone barwniki (na zdjęciach - wieczorem i rano).



W słoikach na noc zamoczyłam zwitki z barwnikami - suszoną pokrzywą i korą dębową. Wełna i len namaczały się w wodzie z ałunem. 

Następnego dnia barwniki podgotowałam, do garnka wrzuciłam włóczkę i skrawki lnu i gotowałam około godziny. 




Wybarwienie - kiepskie. 



Następnego dnia postanowiłam powtórzyć całą zabawę, tym razem z duuużo większą ilością barwników - oraz z kolejnym barwnikiem, tym razem - sokiem z czarnego bzu. Sok ów jest naprawdę mocnym (wie to każdy komu zdarzyło się poplamić bzowymi owocami jasne ubranie) i dającym piękne kolory barwnikiem. 

Nowe proporcje - słoik barwnika na słoik wody. W przypadku bzu było tego więcej - dwa woreczki na dwa słoiki. 



A więc znów barwniki do wody tym razem noc i pół dnia, a wełny i len do ałunu. Tym razem wykorzystałam nie tylko jasną włóczkę, ale i brązową, kupioną w muzealnym sklepiku w Foteviken. 



Żeby woreczki z barwnikiem nie wypływały - kamieeeenie ;-)



Tym razem barwniki dużo bardziej nasycone, z pokrzywy bardzo fajna ciemna zieleń, mocny brąz z kory dębowej, no i oczywiście czerwono-fioletowy bez.




Bez bardzo ładnie farbuje ręce bigsmile



Po południu barwniki podgotowałam przez godzinę, uzupełniając wodę która wyparowała, podgotowałam także materiały w bejcy ałunowej. No a później do jednego gara i znów gotowanie, mieszanie, gotowanie, gotowanie, mieszanie, mieszanie... 

Pierwsze efekty - woreczki w których namaczałam surowce - bardzo ładnie, choć nierówno, złapały kolor. 

Zdjęcia świeżo po wyjęciu z wody i przepłukaniu, niech Was nie zmyli ten piękny, nasycony kolor na lnie - oooo nie, to tak fajnie nie wygląda ;-) Zaraz po wyjęciu z barwnika, przed płukaniem wyglądały zresztą jeszcze ładniej, niemal jak współcześnie chemicznie farbowany len. 



Po wyschnięciu kolor znacznie zbladł - nie mam niestety zdjęć tego etapu. Wysuszone woreczki zawiesiłam na drzewie w ogrodzie, by narazić je na deszcz, słońce - to wszystko, co działa na ubrania (no może poza potem) - było to około 3 tygodnie temu, w tej chwili kolor spłowiał niemalże do zera, trzyma się jeszcze tylko brąz. Muszę zrobić zdjęcie i uzupełnić ilustrację smile Kolejne - za następne 3 tygodnie, zobaczymy ile koloru się uchowa. 
Słyszałam, że można utrwalić kolor octem spirytusowym - mam jednak takie dziwne podejrzenie, że we wczesnym średniowieczu go nie stosowano, przynajmniej w Skandynawii... ;-) Tak, tak, destylacja cudownego płynu to jeszcze nie te czasy (w tej okolicy oczywiście). 
Ocet winny - z wina będącego rarytasem? Raczej nie. Pozostają jeszcze octy owocowe, choćby jabłkowy - być może trzeba będzie to sprawdzić (oby tylko aktualny nastaw wina jabłkowego nie okazał się octem który do tego wykorzystam bigsmile ). 

A teraz wełna. Wełna wybarwiła się bardzo bardzo ładnie. Zdjęcia nie do końca oddają kolory, są one jednak wyraźnie inne, niż kolorowe sklepowe wełny. Co ciekawe - na trzech różnych włóczkach bez dał trzy wybarwienia, a na włóczce ciemnej powstał bardzo ładny rudo-brąz. 
Pozostaje tylko przerobić ją na coś ładnego - może parę naalowych rękawiczek? :-)





Za niedługo czeka mnie kolejne farbowanie - tym razem użyję cebuli i dużo większego kawałka wełny - a jeśli wszystko wyjdzie ładnie, powstaną z owej wełenki spodnie dla znajomego Czecha. 

04.10.09


I to był stan na 2 lata temu. Od tego czasu sporo się w farbowanie bawiłam, głównie wełen - zarówno przędzy jak i kawałków tkaniny. O tym będzie pierwsza notka kiedy już uporządkuję stare :) 
Nie mogę się już doczekać na owocki czarnego bzu - póki co namierzyłam wszystkie okoliczne krzaki, kiedy dojrzeją trzeba będzie iść na szaber ;-) 


A lniane woreczki wyblakły praktycznie do zera bardzo szybko. Jak na tą chwilę jestem zwolenniczką niebarwionych lnów w palecie kolorów od zupełnie surowego do bielonego (nie, współczesna biała że aż raz w oczy biel na lnie bielonym w ługu i na słoneczku też jest nie do osiągnięcia :P ). 
Kolory zostawiłam sobie dla wełen. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz