wtorek, 25 października 2011

Z trollowego archiwum - sprang - trochę teorii, trochę praktyki

Tym razem znów coś z otchłani dziejów - powoli chcę przenieść z poprzedniego bloga wsio co było coś warte i zakończyć jego żywot w sieci.
Wstyd się przyznać, ale w kwestii sprangu od tamtego czasu nic nie zrobiłam - huh, no nie była to ta technika która najbardziej by mnie porwała. 
Może kiedyś, może jeszcze - pisałam już kiedyś o "zasadzie drugiego razu" ;-)
Przejdźmy do rzeczy.



***


Troll, jak już było mówione, jest stworzenie ciekawskie. Oraz całkiem chętne do nauki.
Jakiś czas temu zainteresowała mnie technika zwana "sprang".
Technika to o tyle ciekawa, że daje możliwość tworzenia "tkaniny" o strukturze siatki, elastyczną.
Mamy też możliwość, określając wielkość oczek owej siatki, regulować stopień tej elastyczności - stworzyć można zarówno siatkę na włosy, sakiewkę jak i całkiem mocno zbity pas. Sprang ma, jak łatwo zauważyć, cechy wspólne z pleceniem sieci - z tym, że nie wiem, czy taką techniką jak robi się sieci da się zrobić też pasek.


To teraz trochę o historii :)
Sprang jest bardzo starą techniką. Bardzo, bardzo starą - sięgającą korzeniami równie głęboko w mroki dziejów jak tkactwo. Znany był w zasadzie na całym świecie, równolegle "wymyślony" przez różne cywilizacje. Oczywiście nazywany był różnie ;-) , zaś nazwa "sprang" pochodzi akurat z języków skandynawskich.





Czyżby "sprangująca" Greczynka? 


Najstarszy zabytek wykonany tą techniką to siatka na włosy znaleziona w Danii nieopodal Aarhus, datowana na ok. 1400 lat p.n.e. - całkiem stara siateczka ;-)




A tutaj przykład takiego czepeczka, znaleziony w bagnie Bredmosen w Danii, wraz zresztą z jego właścicielką ;-) 


Najwięcej europejskich znalezisk przedmiotów wykonanych w technice sprang pochodzi z pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia, ale i później pojawiają się takowe, z wolna wypierane przez robótki na szydełku/drutach.


Z tego co się doszukałam, z Epoki Wikingów mamy:
przede wszystkim drewnianą ramkę z pochówku łodziowego z Oseberg, interpretowaną między innymi jako ramkę do sprangu (ale też jako ramę do haftowania...), także drobne fragmenty plecionek, być może sprangowych, z Birki, jedwabne fragmenty z Dublina - gdzieniegdzie określane jako opaska czy też przepaska na włosy z tym, że datowanie szerokie bo X-XII w., oraz następne kawałki, tym razem z Yorku. Plus pewna ilość fragmentów, co do których można tylko podejrzewać, że wytworzone były w technice sprang.
Do naszych czasów przetrwał gdzieniegdzie wśród rzemiosł ludowych.
A w Ameryce Południowej tym sposobem wytwarza się czasem hamaki :-)


Co ciekawe, w źródłach pisanych właściwie nie ma wspominek o sprangu przed 19 wiekiem - czyli czasem początków archeologii - można powiedzieć, że dopiero znaleziska sprangowych "itemów" sprawiły, że został on wyróżniony jako osobna technika.


Już jakiś czas temu usiłowałam nauczyć się sprang'u - z opisów i obrazków.
Efekty były... cóż, w zasadzie to ich nie było ;-) Wszystko albo mi się plątało, albo rozpadało.
Tymczasem wczoraj czy przedwczoraj jakoś tak, zapewne w ramach oderwania się od uczelnianej roboty, stwierdziłam, że zobaczę, czy na Youtube nie znajdą się jakieś instruktażowe filmiki.
No i się znalazły, konkretnie filmiki niejakiej Blue, np. ten:




Bardzo jasno i klarownie wyłożone "jak to się je". Chwała Blue, kawał świetnej roboty :-)


Cóż było robić - musiałam spróbować, czy to faktycznie jest takie proste, jak wydaje się w wydaniu doświadczonej rzemieślniczki :D


Hm... I w zasadzie to jest całkiem proste, kiedy już opanuje się te wszystkie plątające się w dowolnie skomplikowany supeł kawałki wełny... Oczywiście początki wymagają dużego skupienia, i najlepiej obejrzeć sobie instrukcje kilka razy :) I zacząć z grubą wełną.


A poniżej efekty - pierwsze sprangowe "coś".





Moja ramka - dokładnie to drzwiczki od szafki, którym przypadkowo stłukłam szybę ;-) Ale na upartego może być nawet i oparcie od krzesła, jeśli tylko ma odpowiedni kształt





Początek robótki





Tutaj mniej więcej środek - widać "safety line" ;-) oddzielającą dolne i górne nici - taki sznurek czy też patyczek pośrodku bardzo ułatwia pracę.


I mniej lub bardziej poplątane efekty:





Dół robótki - ogólnie wychodził ładniej niż górna część, co dziwne, bo teoretycznie powinny być symetryczne...





Jak widać - siateczka. 





A to wyszło - nieco poplątane, nierówne... następne będzie lepsze bigsmile 
***
A swoją drogą - do eksperymentów ciągle używam tych samych resztek z wełny kupionej na krajkę - kupiłam jej sporo więcej niż potrzebowała Iven - jej autorka (jej bloga - Weavingcraft - dorzuciłam do linków) i do dziś się ostało nieco :)

2 komentarze:

  1. No i znów coś, co koniecznie muszę wypróbować. Na razie jednak skończyłam tkać sobie pas (hyhy...len na kieckę dalej nie pofarbowany, jakoś od tyłu mi to wszystko idzie) a teraz zabieram się za tresowanie wrzeciona od Apaczomira ];->

    OdpowiedzUsuń
  2. Pas ten w jodełkę, który miałaś na zdjęciu na blogu? Masz może jakieś strony/filmy instruktażowe? Ogólnie robienie krajek na tabliczkach zawsze mi się wydawało mocno pokomplikowane - ale może czas się nauczyć :D

    Jeśli len masz fajny naturalny (tzn. nie jest np. ostro różowy że bez farbowania się nie da :D) to olej farbowanie - będziesz mieć jedną rzecz z głowy :)
    Nie wiem, jak to było ze Słowiańszczyzną, bo się orientowałam tylko w kwestiach ludowego farbiarstwa, nie średniowiecznego, ale z tego co czytałam, we wczesnej Skandynawii lnu zasadniczo nie barwiono, tylko bielono - chyba że na jakieś wypaśniejsze stroje, ale to raczej import.
    Ja sama się przerzuciłam na naturalne lny i kolorowe wełny - ale w stonowanych kolorach :)

    Widziałam gdzieś w necie wzorzyste sprangowe robótki - tego jestem ciekawa, jak się je robi.

    OdpowiedzUsuń