Zmobilizowaliśmy się żeby je skończyć bo w sobotę mieliśmy pokaz w muzeum, na którym były niezbędnie potrzebne. W związku z czym musiałam je równie ekspresowo osnuć przed końcem tygodnia - efektem była nie najlepsza osnowa, ale jak na pierwszy raz - ujdzie. Niewątpliwie presja czasu dużo tu pomogła - inaczej mogłoby się okazać że na osnucie też czekałyby dwa lata.
A najlepsze w tym wszystkim że cała praca zajęła nam w sumie jakieś może 8 godzin, z czego pierwsze 3 na początku zużyte na oskrobanie z kory belek na staciwa, a pozostałe 5 na skończenie całej reszty. Innymi słowy - można to było zrobić już rok temu kiedy zrobiliśmy staciwa i tkałabym też już od roku.
Za to co jak co, ale drewno na nie mamy naprawdę solidnie wysezonowane. Tylko nicielnice i jeden łącznik powstały z kupnych beleczek bo okazało się że "w międzyczasie" tamte zostały zużyte (najpewniej jako ogrodzenie do pomidorów do których bardzo intensywnie w zeszłe wakacje dobierał się nam Kojot - "Pies który pożre świat" ;) Ale na łącznik czegoś poszukam, pewnie przy okazji najbliższej wizyty na wsi, już ostatnio, przy okazji wyprawy po gałązki na podpórki pod nicielnice, znalazłam tam kilka powalonych brzózek o dobrym drewnie (znaczy się nic w nim jeszcze nie zamieszkało ;) Nicielnice zostawie jakie są - wolę je mieć proste i gładkie.
O, a tak się prezentuje prawie skończone dzieło:
I zbliżenie na górną część:
Tutaj miało być zdjęcie jak powstaje trzeci brzeg i osnowa, ale nie ma bo nie zrobiłam - najpierw zapomniałam a kończyłam ją po nocy i ciemno było.
Mam za to zdjęcia z premiery :)
Premiera odbyła się, jak już pisałam wcześniej, na pokazie w muzeum w sąsiednim mieście. Niestety, nie zdążyłam ich osnuć przed pokazem - zajmowałam się tym w trakcie i zajęło mi to - połączenie nici łańcuszkiem, przywiązanie odpowiednich do nicielnicy - ok. 5 godzin, zaczęłam przed 10 a skończyłam po 15. Po całym tym wiązaniu tkanie to była prawdziwa ulga :D W międzyczasie musiałam jeszcze znaleźć kilka dodatkowych kamieni do obciążników, bo były nieco za lekkie.
A tutaj zdjęcie autorstwa Brusi - "łańcuszkuję" osnowę.
A wieczorem, po pokazie, pojechaliśmy do Chudowa, gdzie też rozstawiłam krosna, bo wkręciłam się w pracę :) I dużą część niedzieli sobie tkałam, co spotykało się z bardzo dużym zainteresowaniem turystów - była więc dodatkowa atrakcja. Na pokazie też zresztą więcej opowiadałam niż tkałam - co chwile ludzie pytali o to jak tkanina powstaje od podstaw, więc pokazywałam runo, i czesankę, i wrzeciona, odsyłałam do Bruśki która barwiła... i tak dalej, i tak dalej :) Ale to dobrze - w końcu o to chodzi w pokazach żeby właśnie coś pokazać, poopowiadać, żeby się czegoś odwiedzający dowiedzieli.
Więc kilka zdjęć z Chudowa - wszystkie autorstwa Brusi i bardzo ładne (to znaczy zdjęcia, bo ja to mniej - ale za to w słowiańskiej wersji stroju - kabłączki jeszcze nie docelowe):
Bardzo mi się tkanie podoba, mogłabym tak codziennie. O dziwo - robienie krajek mnie w ogóle nie wciąga, a tkanie w większej skali - bardzo. Może jestem maksymalistką :D
Więc kilka zdjęć z Chudowa - wszystkie autorstwa Brusi i bardzo ładne (to znaczy zdjęcia, bo ja to mniej - ale za to w słowiańskiej wersji stroju - kabłączki jeszcze nie docelowe):
Bardzo mi się tkanie podoba, mogłabym tak codziennie. O dziwo - robienie krajek mnie w ogóle nie wciąga, a tkanie w większej skali - bardzo. Może jestem maksymalistką :D
Cóż, w pierwszej tkaninie jest masa błędów i nieco ona kostropata a przede wszystkim - bardzo rzadka, ale z drugiej strony chyba całkiem nieźle udaje mi się utrzymać równoległość krawędzi i nawet część rządków wątku dosyć równo wychodzi. Zobaczymy co będzie dalej - na kolejne tkanie znalazłam sobie fajną naturalną szarą cienką łobosową włóczkę. Taką w sam raz na jakąś chustkę albo coś :)
A kolejnym projektem będą owijki dla znajomego, bo się na to umówiliśmy dziś.Także plany są, motywacja jest :)
A tu jeszcze bardzo ciekawy film - tkanie niemalże krok po kroku: https://www.facebook.com/photo.php?v=643548222327524 Ja sama korzystałam z tych, ale że nie ma w nich wiązania osnowy do nicielnicy - ten etap zrobiłam totalnie źle :D No może nie totalnie, bo trzyma się i tkać się da, ale po co robić coś dookoła jak można prosto?
Zrobiłam pierwszy krok do realizacji czegoś co sobie powiedziałam dawno dawno temu, kiedy zaczynałam zabawę w rekonstrukcje - że pewnego dnia będę miała strój z samodzielnie utkanych materiałów. Pewnie jeszcze nie prędko... ale grunt to zacząć :)
a co się na Słowiankę przerzuciłaś jednorazowo ? :D Fajnie Ci wyszedł ten 0,5m kawałek , na zdjeciu wyglada równiótko
OdpowiedzUsuńPokaz był pod wezwaniem "polskich rzemiosł" więc skandynawski strój nie bardzo pasował. A że na Chudów pojechaliśmy na spontan zaraz po pokazie, to tylko ten strój miałam przy sobie :D
UsuńAle można powiedzieć że dwurazowo, bo na Cedynię też słowiański biorę - nie wiem czy cały czas w nim przechodzę, ale na pewno niedzielę :)
Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńTo teraz siadasz do swojego potwora i zaledwie za 10 kilometrów masz wełenkę na swój wymarzony strój ;D
I faktycznie coś jest z tymi krajkami, bo mnie też kompletnie nie bawią. Za to wizja wieeelkich własnoręcznie utkanych płacht już bardzo :D I często nawet zapominam że krajki podpadają pod kategorię "tkactwo" ;|
Obawiam się że najpierw 10 km wprawek :D
UsuńPięknaś, zwłaszcza w tym skupieniu.
OdpowiedzUsuń