Za to będzie nie o przędzeniu a o farbowaniu, bo w międzyczasie zrobiłam skok na ogródek sąsiada w celu pozyskania surowca na barwnik.
A surowcem owym były orzechy włoskie - sąsiad i tak chciał obciąć gałęzie zwieszające się nad ścieżką, więc co się dobro miało zmarnować ;)
W przypadku orzechów do barwienia używa się zielonych łupin. Skorupek też podobno można, ale przyznam, że nigdy nie stosowałam. Za to zielone łupy są bardzo mocnym barwnikiem, bardzo trwałym i bardzo szybko łapiącym. Nie trzeba też stosować ani zaprawy ani żadnych utrwalaczy.
Warto za to rękawiczek do obierania - mi się po nie nie chciało skoczyć do sklepu, a efekt jest taki,
że przez ostatnie dwa tygodnie moje dłonie wyglądały jak dłonie Indianki - zresztą nawet dziś lekarz mnie zaniepokojony zapytał, co mi się stało ;) Paznokci pewnie nie domyję jeszcze jakiś czas.
Nazbierałam jakieś 3 kg orzechów, nie mam pojęcia ile było samych zielonych łup po obraniu, ponieważ obierałam je do wody w glinianej misce, którą oczywiście zapomniałam zważyć. W każdym razie było tego dosyć sporo.
A tutaj już obrane łupy w misce - chwilę po wrzuceniu a już wyraźnie zabarwiły wodę. Łupy wrzucałam do ciepłej wody, ale nie gotowałam.
I wełenki - użyłam grubszej i cieńszej przędzy, kolor mniej więcej beżowy. W każdym motku jest ok. 20-25 m nici.
Wszystkie motki namoczyłam w letniej wodzie i wrzuciłam do michy z barwnikiem.
Pierwsze trzy - cieńszej i grubszej przędzy - wyjęłam po jakichś siedemnastu godzinach.
Kolejne trzy - po dwóch dniach, a ostatnie - po trzech.
Trzeciego dnia zlałam barwnik z michy do garnka, wrzuciłam po jednej próbce z każdej z grup i zagotowałam.
A później, ponieważ żal mi było wylać barwnik ot tak, wrzuciłam do niego jeszcze dwa motki grubej przędzy - kremowej i szarej.
Efekty?
Przędza najkrócej barwiona na zimno ma kolor jasnooliwkowy, kolejna to ciemna oliwka, zaś moczona trzy dni - kolor można określić jako coś między oliwkowym a brunatnym.
Próbki najpierw namaczane a później zagotowane mają wszystkie podobny kolor - bardzo ciemnobrunatny, taki brąz z daleka prawie czarny (z tym, że nie jest to "czarna czerń" jak na koszulkach zespołów metalowych, ale raczej czerń ciemnej tłustej ziemi, lekko gnijącej leśnej podściółki, taka bardzo bardzo biologiczna, naturalna...).
Z drugiego barwienia - już od razu na ciepło - trwającego około dwóch godzin wyszedł bardzo fajny jasny rudobrąz na kremowej przędzy i ciemniejszy rudobrąz na wełnie szarej.
A ten motek na górze zdjęcia to przędza z wcześniejszego farbowania, z orzechów zebranych na Cedyni - jakieś dwa tygodnie wcześniej. Farbowane na zimno, motek leżał w barwniku (mocniej stężonym) kilka dni, wyszedł fajny brunatny brąz.
Zdjęcia nie do końca oddają kolory - oliwki są lepsze na pierwszym, ostatnie brązy na drugim.
Ogólnie orzechowe farbowanie daje bardzo sympatyczne efekty. I jest bardzo wydajne. Póki jeszcze są zielone orzechy muszę powtórzyć tą zabawę i pofarbować trochę tkaniny wełnianej na obszycia do strojów - i dla siebie i na potrzeby kramu.
A jutro idę na szaber do sąsiadów po liście bzu i na łąkę po wrotycz :) Może uda się też zebrać trochę skrzypu, mam niedaleko gruzowisko na którym rośnie go sporo.
Trzeba korzystać póki barwniki są dostępne :)
Piękna gama kolorów :)
OdpowiedzUsuńA na jaki kolor farbuje wrotycz?
OdpowiedzUsuńWedług książki - na żółto.
OdpowiedzUsuńA na jaki faktycznie - zobaczymy za jakieś 2 dni :D
Bzowe liście też zebrałam, szarą wełnę mam - zobaczymy jak to z tą zimną zielenią będzie :)
Hej, zapraszam do udziału w małej zabawie :)
OdpowiedzUsuńhttp://natturalnie.blogspot.com/2011/07/troszke-ekshibicjonizmu.html
Pozdrawiam ciepło.
Nat - ok, ale nie na tym blogu, bo w sumie to nie na temat ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Olofek/Krucza,bardzo się cieszę, że tu dotarłam,bardzo podoba mi sie Twoje farbowanie,szczególnie te orzechami.A poniewaz mam gdzie zdobyć łupinki to prawdopodobnie spróbuje.Z wpisu zrozumiałam, że nie dodawałaś żadnych innych składników chemicznych jak w poście nastepnym.A czy orzechy z których zdjęłaś łupinkę jeszcze dojrzeją.Będę wdzięczna za odpowiedź-serdecznie pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńDo barwienia orzechami nic nie dodawałam - to na tyle mocny barwnik, że sam wystarczy.
Orzechy z środka to już raczej na stracenie, chociaż gdzieś kiedyś miałam przepis na nalewkę z takich niedojrzałych, zdrowotną - ale nigdy go nie testowałam.
Pozdrawiam!
Olofek
Bardzo przydatne, dzięki <3 :)
OdpowiedzUsuńChciałabym odświeżyć czarne ubrania,niektóre odbarwione od proszku więc potrzebuje kruczo czarna czerń.Jak najlepiej się za to zabrać?lepiej łupiny czy liście i czy muszą być świeże?
OdpowiedzUsuńJa bym użyła zielonych świeżych łupin (niedługo już będą) oraz żelaza jako zaprawy - czy to w formie odczynnika chemicznego czy przez przygotowanie barwnika w żelaznym rdzewnym garze - idealne tu są historyczne kociołki. Żelazo sprawia, że głęboki brąz z orzecha idzie jeszcze bardziej w czerń. Można też to wrzucić później w indygo/urzet, to też jeszcze przyczyni efekt.
Usuń