A w ramach rozbiegówki - coś specjalnie dla Żbika :)
Jakiś czas temu gadałyśmy o przeróżnych nakryciach głowy, w tym tych odpowiednich dla słowiańskiej kobitki. Żbiku narzekała, że nie bardzo może sobie uszyć kaptur, bo potwierdzeń dla terenów ją interesujących brak, no a jednak czasem w szyję zimno. Nie mówiąc już o warunkach wyprawowych zimą, kiedy coś do osłonięcia szyi jest równie ważne jak czapka czy rękawice.
Gwarząc tak sobie doszłyśmy do dużych chust osłaniających głowę i ramiona, używanych czasem przez panie odtwarzające mieszkanki Wschodniej Słowiańszczyzny - także Żbiku się do nich zalicza, acz chusty jeszcze nie posiada - w każdym razie nie posiadała na etapie naszej rozmowy, a było to jeszcze w lutym.
A przecież takie nakrycie głowy w wersji wełnianej było by świetne czy to na zimny wieczór czy na wyprawkę :)
Interesowały nas i welony po prostu i te, do których noszone były czółka.
W taki sposób noszona chusta/welon pojawia się np. w przedstawieniu rodziny z Izbornika Świętosława:
Oraz na bardzo wielu freskach w soborze św. Zofii w Kijowie - tam zresztą pojawiają się także i inne ciekawe przykłady kobiecych nakryć głowy.
scena Zwiastowania - duży welon okrywający i ramiona
Maryja - jeszcze wiekszy welono-płaszcz, pani po prawej - zawój
I cudna Maryjka na mozaice - w pięknym welonie i w dodatku przędąca :)
Zdjęcia przedstawień z chomika Sunnivy Skaldmaer, która zresztą wykonała piękną reko wschodniosłowiańskiego stroju :)
Zainspirowana naszą rozmową postanowiłam uszyć taki welon - no, dużo szycia to nie było ;) Tym bardziej, że miałam w posiadaniu ciekawą tkaninę odpowiednio cienką do tego zastosowania.
Welon z czółkiem, bo podoba mi się ten element stroju, a co :)
Pardonnez-moi za zdjęcia - pomyliły mi się ustawienia balansu bieli w aparacie i musiałam w PSie je odzieleniać - a że przy okazji trochę eksperymentowałam z najlepszą metodą odzielenienia to każde wyszło inaczej w kolorze ;)
Mój TŻ określa ten welon i ogólnie wygląd w nim jako "Maryjka".
Zresztą nie on jeden - chcąc być TRUUUU ;) na Munitio nosiłam do stroju germańskiego podobną chustę (ale drapowaną jak na ostatnim zdjęciu) i zaraz mnie tak Mścidrug obwołał :D No jakby nie było, skojarzenie jest. Ale przynajmniej była ciepła, co przy -15 - -20 ma niezaprzeczalne zalety :)
A w następnym wpisie będzie znowu o stroju ze Skjoldehamn. A konkretnie to o przepasaniu, którego porządną reko w końcu wykonałam.
No , no ,no :D Z kolorami bardzo ładnie i bardziej się utwierdzam w fakcie , że będę musiała zrobić sobie dwie chusty i lnianą cieniutką na wiosnę jak i taką wełnianą. Pod to wełniana czapka i mój mózg nigdy nie zmarznie.
OdpowiedzUsuńNa mnie mówią Talibanka jak paraduję w swojej chuście ;-). Przy takich maryjnych i koszernych chustkach przynajmniej nie spali się karku na słońcu - uważam to za największy atut takich rozwiązań. O wełnianej nie myślałam na zimne dni... ale pomysł jest przedni! Chyba kiedyś wprowadzę go w życie.
OdpowiedzUsuńNo Maryjka jak nic ;)
OdpowiedzUsuńA cóż to za tkanina? Bardzo ładnie się prezentuje. Podziwiam takie "szperactwo" w poszukiwaniu materiałów byle wiernie odtworzyć strój. Ja zamierzam w przyszłości zrobić coś na drutach z włóczki lnianej, zależałoby mi na efekcie stroju, jaki ma na sobie Izolda w filmie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Liadan
Z ciekawości - jak z datowaniem tych fresków?
OdpowiedzUsuńNo Stara..dobra robota:)
OdpowiedzUsuńLiadan - cienka wełenka.
OdpowiedzUsuńLutobor - XI w. W ogóle dużo ciekawych rzeczy na nich się można dopatrzyć :)
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń