Wstyd się przyznać, ale w kwestii sprangu od tamtego czasu nic nie zrobiłam - huh, no nie była to ta technika która najbardziej by mnie porwała.
Może kiedyś, może jeszcze - pisałam już kiedyś o "zasadzie drugiego razu" ;-)
Przejdźmy do rzeczy.
***
Troll, jak już było mówione, jest stworzenie ciekawskie. Oraz całkiem chętne do nauki.
Jakiś czas temu zainteresowała mnie technika zwana "sprang".
Technika to o tyle ciekawa, że daje możliwość tworzenia "tkaniny" o strukturze siatki, elastyczną.
Mamy też możliwość, określając wielkość oczek owej siatki, regulować stopień tej elastyczności - stworzyć można zarówno siatkę na włosy, sakiewkę jak i całkiem mocno zbity pas. Sprang ma, jak łatwo zauważyć, cechy wspólne z pleceniem sieci - z tym, że nie wiem, czy taką techniką jak robi się sieci da się zrobić też pasek.
To teraz trochę o historii :)
Sprang jest bardzo starą techniką. Bardzo, bardzo starą - sięgającą korzeniami równie głęboko w mroki dziejów jak tkactwo. Znany był w zasadzie na całym świecie, równolegle "wymyślony" przez różne cywilizacje. Oczywiście nazywany był różnie ;-) , zaś nazwa "sprang" pochodzi akurat z języków skandynawskich.
Czyżby "sprangująca" Greczynka?
Najstarszy zabytek wykonany tą techniką to siatka na włosy znaleziona w Danii nieopodal Aarhus, datowana na ok. 1400 lat p.n.e. - całkiem stara siateczka ;-)
A tutaj przykład takiego czepeczka, znaleziony w bagnie Bredmosen w Danii, wraz zresztą z jego właścicielką ;-)
Najwięcej europejskich znalezisk przedmiotów wykonanych w technice sprang pochodzi z pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia, ale i później pojawiają się takowe, z wolna wypierane przez robótki na szydełku/drutach.
Z tego co się doszukałam, z Epoki Wikingów mamy:
przede wszystkim drewnianą ramkę z pochówku łodziowego z Oseberg, interpretowaną między innymi jako ramkę do sprangu (ale też jako ramę do haftowania...), także drobne fragmenty plecionek, być może sprangowych, z Birki, jedwabne fragmenty z Dublina - gdzieniegdzie określane jako opaska czy też przepaska na włosy z tym, że datowanie szerokie bo X-XII w., oraz następne kawałki, tym razem z Yorku. Plus pewna ilość fragmentów, co do których można tylko podejrzewać, że wytworzone były w technice sprang.
Do naszych czasów przetrwał gdzieniegdzie wśród rzemiosł ludowych.
A w Ameryce Południowej tym sposobem wytwarza się czasem hamaki :-)
Co ciekawe, w źródłach pisanych właściwie nie ma wspominek o sprangu przed 19 wiekiem - czyli czasem początków archeologii - można powiedzieć, że dopiero znaleziska sprangowych "itemów" sprawiły, że został on wyróżniony jako osobna technika.
Już jakiś czas temu usiłowałam nauczyć się sprang'u - z opisów i obrazków.
Efekty były... cóż, w zasadzie to ich nie było ;-) Wszystko albo mi się plątało, albo rozpadało.
Tymczasem wczoraj czy przedwczoraj jakoś tak, zapewne w ramach oderwania się od uczelnianej roboty, stwierdziłam, że zobaczę, czy na Youtube nie znajdą się jakieś instruktażowe filmiki.
No i się znalazły, konkretnie filmiki niejakiej Blue, np. ten:
Bardzo jasno i klarownie wyłożone "jak to się je". Chwała Blue, kawał świetnej roboty :-)
Cóż było robić - musiałam spróbować, czy to faktycznie jest takie proste, jak wydaje się w wydaniu doświadczonej rzemieślniczki :D
Hm... I w zasadzie to jest całkiem proste, kiedy już opanuje się te wszystkie plątające się w dowolnie skomplikowany supeł kawałki wełny... Oczywiście początki wymagają dużego skupienia, i najlepiej obejrzeć sobie instrukcje kilka razy :) I zacząć z grubą wełną.
A poniżej efekty - pierwsze sprangowe "coś".
Moja ramka - dokładnie to drzwiczki od szafki, którym przypadkowo stłukłam szybę ;-) Ale na upartego może być nawet i oparcie od krzesła, jeśli tylko ma odpowiedni kształt
Początek robótki
Tutaj mniej więcej środek - widać "safety line" ;-) oddzielającą dolne i górne nici - taki sznurek czy też patyczek pośrodku bardzo ułatwia pracę.
I mniej lub bardziej poplątane efekty:
Dół robótki - ogólnie wychodził ładniej niż górna część, co dziwne, bo teoretycznie powinny być symetryczne...
Jak widać - siateczka.
A to wyszło - nieco poplątane, nierówne... następne będzie lepsze
Technika to o tyle ciekawa, że daje możliwość tworzenia "tkaniny" o strukturze siatki, elastyczną.
Mamy też możliwość, określając wielkość oczek owej siatki, regulować stopień tej elastyczności - stworzyć można zarówno siatkę na włosy, sakiewkę jak i całkiem mocno zbity pas. Sprang ma, jak łatwo zauważyć, cechy wspólne z pleceniem sieci - z tym, że nie wiem, czy taką techniką jak robi się sieci da się zrobić też pasek.
To teraz trochę o historii :)
Sprang jest bardzo starą techniką. Bardzo, bardzo starą - sięgającą korzeniami równie głęboko w mroki dziejów jak tkactwo. Znany był w zasadzie na całym świecie, równolegle "wymyślony" przez różne cywilizacje. Oczywiście nazywany był różnie ;-) , zaś nazwa "sprang" pochodzi akurat z języków skandynawskich.
Czyżby "sprangująca" Greczynka?
Najstarszy zabytek wykonany tą techniką to siatka na włosy znaleziona w Danii nieopodal Aarhus, datowana na ok. 1400 lat p.n.e. - całkiem stara siateczka ;-)
A tutaj przykład takiego czepeczka, znaleziony w bagnie Bredmosen w Danii, wraz zresztą z jego właścicielką ;-)
Najwięcej europejskich znalezisk przedmiotów wykonanych w technice sprang pochodzi z pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia, ale i później pojawiają się takowe, z wolna wypierane przez robótki na szydełku/drutach.
Z tego co się doszukałam, z Epoki Wikingów mamy:
przede wszystkim drewnianą ramkę z pochówku łodziowego z Oseberg, interpretowaną między innymi jako ramkę do sprangu (ale też jako ramę do haftowania...), także drobne fragmenty plecionek, być może sprangowych, z Birki, jedwabne fragmenty z Dublina - gdzieniegdzie określane jako opaska czy też przepaska na włosy z tym, że datowanie szerokie bo X-XII w., oraz następne kawałki, tym razem z Yorku. Plus pewna ilość fragmentów, co do których można tylko podejrzewać, że wytworzone były w technice sprang.
Do naszych czasów przetrwał gdzieniegdzie wśród rzemiosł ludowych.
A w Ameryce Południowej tym sposobem wytwarza się czasem hamaki :-)
Co ciekawe, w źródłach pisanych właściwie nie ma wspominek o sprangu przed 19 wiekiem - czyli czasem początków archeologii - można powiedzieć, że dopiero znaleziska sprangowych "itemów" sprawiły, że został on wyróżniony jako osobna technika.
Już jakiś czas temu usiłowałam nauczyć się sprang'u - z opisów i obrazków.
Efekty były... cóż, w zasadzie to ich nie było ;-) Wszystko albo mi się plątało, albo rozpadało.
Tymczasem wczoraj czy przedwczoraj jakoś tak, zapewne w ramach oderwania się od uczelnianej roboty, stwierdziłam, że zobaczę, czy na Youtube nie znajdą się jakieś instruktażowe filmiki.
No i się znalazły, konkretnie filmiki niejakiej Blue, np. ten:
Bardzo jasno i klarownie wyłożone "jak to się je". Chwała Blue, kawał świetnej roboty :-)
Cóż było robić - musiałam spróbować, czy to faktycznie jest takie proste, jak wydaje się w wydaniu doświadczonej rzemieślniczki :D
Hm... I w zasadzie to jest całkiem proste, kiedy już opanuje się te wszystkie plątające się w dowolnie skomplikowany supeł kawałki wełny... Oczywiście początki wymagają dużego skupienia, i najlepiej obejrzeć sobie instrukcje kilka razy :) I zacząć z grubą wełną.
A poniżej efekty - pierwsze sprangowe "coś".
Moja ramka - dokładnie to drzwiczki od szafki, którym przypadkowo stłukłam szybę ;-) Ale na upartego może być nawet i oparcie od krzesła, jeśli tylko ma odpowiedni kształt
Początek robótki
Tutaj mniej więcej środek - widać "safety line" ;-) oddzielającą dolne i górne nici - taki sznurek czy też patyczek pośrodku bardzo ułatwia pracę.
I mniej lub bardziej poplątane efekty:
Dół robótki - ogólnie wychodził ładniej niż górna część, co dziwne, bo teoretycznie powinny być symetryczne...
Jak widać - siateczka.
A to wyszło - nieco poplątane, nierówne... następne będzie lepsze
***
A swoją drogą - do eksperymentów ciągle używam tych samych resztek z wełny kupionej na krajkę - kupiłam jej sporo więcej niż potrzebowała Iven - jej autorka (jej bloga - Weavingcraft - dorzuciłam do linków) i do dziś się ostało nieco :)
No i znów coś, co koniecznie muszę wypróbować. Na razie jednak skończyłam tkać sobie pas (hyhy...len na kieckę dalej nie pofarbowany, jakoś od tyłu mi to wszystko idzie) a teraz zabieram się za tresowanie wrzeciona od Apaczomira ];->
OdpowiedzUsuńPas ten w jodełkę, który miałaś na zdjęciu na blogu? Masz może jakieś strony/filmy instruktażowe? Ogólnie robienie krajek na tabliczkach zawsze mi się wydawało mocno pokomplikowane - ale może czas się nauczyć :D
OdpowiedzUsuńJeśli len masz fajny naturalny (tzn. nie jest np. ostro różowy że bez farbowania się nie da :D) to olej farbowanie - będziesz mieć jedną rzecz z głowy :)
Nie wiem, jak to było ze Słowiańszczyzną, bo się orientowałam tylko w kwestiach ludowego farbiarstwa, nie średniowiecznego, ale z tego co czytałam, we wczesnej Skandynawii lnu zasadniczo nie barwiono, tylko bielono - chyba że na jakieś wypaśniejsze stroje, ale to raczej import.
Ja sama się przerzuciłam na naturalne lny i kolorowe wełny - ale w stonowanych kolorach :)
Widziałam gdzieś w necie wzorzyste sprangowe robótki - tego jestem ciekawa, jak się je robi.