Strony

czwartek, 26 marca 2015

Tunika z Guddal - czyli nieco inne podejście

Podejście do kroju, tak konkretnie.

Wiecie, czasem z pisaniem tutaj jest tak, że mam tematy, nawet czasu mam nieco, ale nie chce mi się zwyczajnie np. przegrzebywać miliona obrazków z ikonografii, żeby sklecić z tego sensowną ilustrację do wpisu. Inna rzecz, kiedy mam fajne zdjęcia świeżo uszytej tuniki. Wtedy materiał niemalże szykuje się sam. No i właśnie - dziś będzie o pewnej tunice.


Większa część (chociaż trudno tu mówić o jakiejś gigantycznej ilości w ogóle) zachowanych wczesnośredniowiecznych tunik i koszul ma dosyć podobny krój - patrząc ogólnie jest to prostokątna część spowijająca tors, a do tego kliny, pozwalające tunikę poszerzyć, zazwyczaj od pasa w dół, i dodać jej obwodu, dla wygodniejszego użycia. Taki krój przypisuje się też tunikom na przedstawieniach, tam gdzie na torsie są stosunkowo dopasowane, a od pasa w dół poszerzone.
Nie jest to jednak jedyna opcja. Takim, sztandarowym bo ogólnie znanym, przykładem jest koszula z Viborg. Wśród teorii jej dotyczących jest i taka, że jest ona obcego pochodzenia - z uwagi na nietypowy krój. Czy jednak aby na pewno aż tak nietypowy? Ja przychylam się jednak do stanowiska, że nie koniecznie. Potwierdzeniem jest właśnie tunika z Guddal.

Znalezisko z Guddal - zachowane częściowo tunika, koszula i mniejsze fragmenty, identyfikowane jako kawałek płaszcza, długi czas datowane były na XIV w. Odkrycia dokonano w 1970 r., w trakcie badań w bagnie nieopodal kościoła w Guddal, miejscu, które uważano za cmentarzysko ofiar epidemii czarnej śmierci z końca XIV w. Jak się jednak z czasem okazało, tekstylia te są dużo dużo starsze. Wykonane w 2007 r. badania wykazały, że okres ich powstania to raczej połowa XI w. - a więc nasza ulubiona epoka :)

W skład znaleziska wchodziła wełniana tunika, minimalnie krótsza koszula, płaszcz oraz drewniany krzyż - nieboszczyk był najprawdopodobniej chrześcijaninem, nie wiadomo jednak, dlaczego został w takim razie pochowany w bagnie, zamiast na przykościelnym cmentarzu. Więcej o nim nie wiadomo. Z analizy jakości tkanin i z tego, że poza krzyżykiem nie znaleziono żadnych innych przedmiotów, niektórzy wyciągają wniosek, że zmarły był niewolnikiem. Czy jednak tak było faktycznie? Nie wiadomo.

Niech więc przemówią przedmioty :) Tkaniny były średniej jakości - ani zupełnie dziadowskie, ani bardzo wykwintne, ot, codzienny ubiór, bliżej zgrzebnego niż luksusowego. Na płaszczu naszyte są liczne łatki, widać, że był wielokrotnie reperowany. Wszystkie tkane są w splocie skośnym.
W przypadku tuniki ilość nici na centymetr to 8 w przypadku osnowy i 5 wątku. Z ciekawości sprawdziłam wełnę, z której uszyłam moją wersję - ma bardzo podobną gęstość, mianowicie 8/6. Materiał koszuli tkany był gęściej.
Żadna z tkanin nie była barwiona - pasy na płaszczu i tunice uzyskano używając różnych odcieni naturalnej brązowej wełny. Nie zawsze musi być kolorowo żeby było ładnie :)

Czas na obrazki :) Wszystkie pochodzą z Universitetsmuseenes Fotoportal

Zacznijmy od tuniki - bohaterki niniejszego wpisu

Koszula. Zróżnicowanie kolorów to efekt przebarwienia w ziemi.

I wreszcie skrawek interpretowany jako płaszcz. Kto z Was ma tyle łatek na swoich ciuchach?
Początkowo chciałam uszyć tunikę z wełny w pasy. Jednak, po przejrzeniu ofert różnych naszych "wełnodillerów" uznałam, że nikt nie ma tkaniny, która byłaby chociaż podobna do oryginału. Uznałam więc, że skupię się na kroju, oraz na wykończeniu w możliwie zbliżony sposób. 

Zacznijmy od wymiarów - nieco je, proporcjonalnie, powiększyłam, żeby tunika dała się wcisnąć na współczesnego chłopa. Co prawda w moim otoczeniu jest kilku o bardzo wczesnośredniowiecznych wymiarach, jednak nie szyłam jej akurat dla żadnego z nich ;) 

Tkanina jakiej użyłam to szara naturalna wełna w splocie prostym. Nie miałam podobnej brązowej -z drugiej strony gdybym miała, to pewnie już dawno uszyłabym z niej coś dla siebie, bo taka wełna to rarytasik. Tunikę zszyłam wełnianą nicią, a do zabezpieczenia wewnętrznych brzegów tkaniny użyłam nici wysnutej z pozostałych skrawków, żeby szew był jak najmniej widoczny na zewnętrznej stronie.

Na zdjęciach muzealnych widać, że nie zachowała się część tuniki przy dekolcie. Zastosowałam więc najprostsze rozwiązanie, niezbyt głęboką łódkę. Być może powinna być tak naprawdę nieco głębsza, tak, by dobrze zgrywała się ze stojącym kołnierzem dolnej warstwy stroju. Z drugiej strony nie uszyłam jeszcze drugiej koszuli, nie bardzo jest więc jak to przetestować. Ale - już wkrótce, właśnie jestem na etapie przekopywania zapasów tkanin w poszukiwaniu kolejnej zgrzebnej wełny ;) 


W tunice tej w bardzo ciekawy sposób rozwiązana jest kwestia zwiększenia zakresu ruchu - na dole mamy nie tylko większy obwód uzyskany dzięki plisowaniu (widoczne na dalszych zdjęciach) ale także rozcięcie. Rozcięcie dodajmy nie jest na szwie, co wydawałoby się logiczne, ale dokładnie na krawędziach - jeśliby tunikę ułożyć na płasko. Plisowanie uzyskane jest przez wycięcie fragmentu przodu i naddanie fragmentów tyłu tuniki - patent nieco podobny jak w tunice z Viborg. 



I tutaj właśnie widać i plisowanie i rozcięcie. Wydaje mi się, że plisowanie powinno być mocniejsze, powinno wejść w nie więcej materiału - całkiem możliwe, że coś pomyliłam przy przeliczaniu proporcji, a wyszło to dopiero "w szyciu". W kolejnej wersji spróbuję zrobić dłuższą zakładkę. 


Widać też wykończenie - tutaj z naturalnie barwionej brzozą nici wełnianej. Nie wiadomo, czy ozdobna plecionka ciągnęła się przez cały przód lub wręcz dookoła pasa tuniki, zachowały się tylko kawałki na szwach, w związku z tym uznałam, że bezpiecznym rozwiązaniem będzie użyć jej tylko jako maskowania szwu. 

I tak właśnie wygląda moja wersja tuniki z Guddal. Mam nadzieje, że wkrótce uda mi się uszyć też koszulę do kompletu. Obydwa te ciuchy są ciekawe, a ile można szyć "tradycyjnych" tunik z klinami.

Wracając jeszcze do kwestii klinów lub ich braku - w "Viking Clothing" Thor Ewing pisze, że, jego zdaniem, to właśnie bezklinowe formy ubiorów są rodzime dla Skandynawii, natomiast trójkątne kliny pojawiły się jako wpływy z Zachodu, pierwotnie występując w krawiectwie obszaru kultury śródziemnomorskiej. W takim przypadku to właśnie kroje takie jak tuniki z Guddal czy koszuli z Viborg, obydwu z XI w., byłyby swoistym przechowaniem "oryginalnych" skandynawskich fasonów i krojów. Sama nie wiem, co sądzić o tej teorii, jednak im bardziej oddalam się od uznawania "powszechnie przyjętego w rekonstrukcji kroju sukien i tunik" za jedyny słuszny, tym bardziej wydaje mi się ona interesująca...

I to by było na tyle :) Wszystkiego dobrego na wiosnę, cokolwiek tam sobie z okazji rozpoczęcia nowego sezonu wegetacji roślinnej świętujecie :)


3 komentarze:

  1. Na jednej stronie się ładnie schodzą, a na drugiej nie. Na rozpisce wg. której to szyłam ta strona, gdzie się schodzą jest wycinkiem tego samego kawałka co reszta tuniki, a ta gdzie się nie schodzą jest dodana.
    Tutaj fotki plisek:
    http://unimus.no/foto/imageviewer.html#/?id=5060698&type=jpeg
    http://unimus.no/foto/imageviewer.html#/?id=5045546&type=jpeg

    Myślę, że to by zależało od tego tego, co by było priorytetem - jeśli oszczędność materiału, to lepiej ciąć na trójkąty, jeśli czasu, to jest to świetny patent. W każdym razie mnie przekonuje, może nawet nie w formie ściągniętej totalnie do trójkąta, ale takiego choby-trapezu.
    Tak mi się wydaje, że w sukni fartuchowej z Kostrup te pliski na przedzie mogły służyć właśnie temu, żeby bez cięcia ukształtować materiał w kształt trapezu (są za drobne by chodziło o znaczne poszerzenie obwodu, ale wystarczające, by z prostokąta zrobić ładny trapezik).

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć.
    A mnie właśnie bardzo interesuje sam materiał. Potrzebuję taki utkać. Właściwie to nie zajmuję się rekonstrukcją ale ostatnio zaczęłam o tym czytać. Znajomy rekonstuujący wczesne średniowiecze Wikingów poprosił mnie o utkanie tkaniny na kaftan (taki wierzchni, ciepły, wełniany). W pierwszej chwili uznałam, że "spoko" ale jak zaczęłam brać pod uwagę to, że tkanina ma być dość gruba a z drugiej strony przeczytałam, że tkano z nie tak bardzo grubej przędzy (10 nici osnowy na 1 cm). Zaczęłam mieć same wątpliwości i w pewnym momencie wszystko zaczęło mi się wydawać coraz bardziej skomplikowane. Ale ostatnio wyczytałam, że bardzo popularnym splotem w tamtym okresie i tamtym rejonie (Skandynawia, wczesne średniowiecze) był twill 2/2. I ta tkanina, której zdjęcie tu zamieściłaś to właśnie twill, prawda? Myślisz , że te twille mogły być tak popularne bo przy tej samej grubości nici dają grubszą tkaninę w porównaniu do tkanej splotem płótna? Ja już się właściwie zdecydowałam na tkanie twillem ale jestem ciekawa co o tym myślisz?

    Pozdrawiam
    Tekla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, były popularne, zresztą nie tylko taki najprostszy twill, ale też odmiany - diament, jodełka. Myślę, że przyczyną ich popularności mogło być właśnie to, co piszesz.

      Ogólnie tkano z bardzo różnych przędzy, ale raczej cieńszych niż podobnych do współczesnych "dywanowych" - np. w koszuli z tego samego zestawu to jest 14/8, a to są wszystko raczej zgrzebne rzeczy.
      Część tkanin była też najpewniej w jakimś stopniu folowana.
      Jednak najważniejsze to, tak mi się wydaje, nie tyle grubość samej tkaniny, co to, że noszono się "na cebulkę", nikt nie ubierał kaftana na gołą klatę, można chyba uznać, że te trzy warstwy jak tutaj czy np. w znalezisku ze Skjoldehamn to był taki pełny codzienny zestaw. Podobnie w strojach kobiecych pojawiają się zazwyczaj trzy albo cztery warstwy ubioru, i bywa, że wszystko to wełna. Te kilka warstw zapewnia już jaki taki komfort cieplny, nawet zimą. Dodatkowo - kiedy człowiek jest w ruchu, np. przy pracy, to jest mu ciepło tak czy siak, a kiedy nie pracował, to siedział w chacie przy palenisku, a w takiej chacie potrafi być całkiem gorąco :)

      Usuń