Wszystkiego dobrego w kolejnym roku :)
Cobyśmy się w nim jednak nie doczekali plag egipskich, przebiegunowania, stopnienia lodowców, zombie-apokalipsy czy czym tam jeszcze straszą wszelacy piewcy dobrej nowiny ;-D
Miałam napisać o kolejnym ciuchu jaki uszyłam, sukni fartuchowej z Køstrup, więc niniejszym, na dobre rozpoczęcie nowego roku kalendarzowego - notka o tymże :)
Już od dawna zastanawiały mnie plisowane suknie fartuchowe które są dosyć powszechne wśród kobitek bawiących się w reko w Skandynawii czy Europie Zachodniej.
Właściwie większość z nich nosi albo wariacje na temat sukni fartuchowej z Hedeby, albo właśnie te plisowanki, te z wielu spinanych a nie zszywanych części na podstawie birkowych znalezisk są jakby mniej popularne. Inaczej niż w Polsce, gdzie dziewczyny śmigają w zasadniczej większości albo w lepszych i gorszych odmianach sukni fartuchowej wzorowanej na tej z Hedeby, albo w "birkowych".
Albo w niczego-nie-przypominających-stylizacjach, ale to akurat "zagramnicą" też występuje (z moich obserwacji - "zagramnicą" głównie w opcji "pasek tkaniny na przodzie, pasek na tyle, szelki na ramionach", w Polszcze dochodzą do tych pasków wszelakie przedziwne wiązania na bokach, w ogóle tych wiązań to się u nas można napatrzyć że hoho... ewentualnie sukienki na szelkach z rozcięciem od wysokości udźca do dolnej krawędzi).
Ale wracając do meritum - poszukując informacji dotyczących fartucha gotlandzkiego o którym za jakiś czas pewnie napiszę, znalazłam ciekawy i dobrze napisany artykuł o sukniach fartuchowych, zbierający informacje o znaleziskach tekstyliów identyfikowanych jako ta warstwa ubioru z całego "świata wikińskiego", a w tym artykule szeroką wzmiankę o znalezisku z Køstrup.
Køstrup znajduje się na duńskiej wyspie Fionia. W początku lat 80' XX w. prowadzono tam prace wykopaliskowe. Na niewielkim cmentarzysku odkryty został grób kobiecy, na podstawie znalezionych w nim brosz żółwiowych datowany na wiek X. Grób ów zawierał stosunkowo duży - jak na znaleziska tekstyliów - fragment wełnianej tkaniny.
Była to częściowo plisowana tkanina o splocie płóciennym, według "Dragtrester i grav ACQ, Køstrup" Liisy Rasmussen i Bjarne Lønborg'a pierwotnie w kolorze niebieskim, zidentyfikowana jako fragment sukni fartuchowej.
Żeby nie było - fragment ten nie jest wcale nie wiadomo jak duży:
zdjęcie zaczerpnięte z artykułu Hilde Thunem do którego link na końcu notki
Wg. wymienionych wyżej autorów, miałby to być kawałek stroju okrywający sylwetkę od piersi przez pachę po plecy - z czego ani na pierś ani na plecy by za bardzo już nie zachodził. Nie znalazłam wymiarów, ale ile może być od brzegu biustu do brzegu pleców - 20-30 cm?
Zresztą, tutaj jest skala:
fragment ze skalą, zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad
Fragment u góry jest podwinięty na ok. 0,5 cm i przeszyty - w ten sposób zabezpieczona była górna krawędź. Kolejny, pionowy szew, znajduje się pomiędzy miejscem zapięcia broszy a pachą - prawdopodobnie łączył części tkaniny z których skrojono suknię.
Plisowany był odcinek pomiędzy broszami żółwiowymi - być może aby zwiększyć dolny obwód - jest to dobre wyjaśnienie, otrzymujemy bowiem suknię fartuchową dopasowaną w biuście, z której łatwo jest wydobyć pierś do karmienia dziecka, a jednocześnie mającą dolny obwód na tyle duży, by dało się swobodnie w niej chodzić.
Poza tym kawałkiem wełny znaleziono także cztery pętelki ramiączek - dwa przednie i dwa pochodzące z tylnich. Były one zrobione z pasa tkaniny którego krawędzie zostały podgięte do środka a następnie całość przeszyto na brzegu. Tylko jedna miała inną konstrukcję - w węższy pas gorszej jakości wełny szwaczka włożyła, dla wzmocnienia, zwinięty wzdłuż pas lnu. Może zabrakło jej pierwszej tkaniny? Takie konstrukcje szelek sukni fartuchowych spotykane były także wśród znalezisk z Birki.
W jednej z brosz, poza wełnianą pętelką, znajdował się także fragment lniany - około półcentymetrowej szerokości pasek błękitnego lnu poczwórnie zawiniętego i zszytego wzdłuż krawędzi - możliwe, że służył on do zawieszenia pod broszą jakichś narzędzi.
brosza i pętle, zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad
No i wreszcie wąska - ok. 1,5 cm szerokości - wełniana krajka, pierwotnie niebiesko-czerwona, o długości około 20 cm. Znajdowała się pomiędzy broszami, połączona z pętlami, jednak nie ma pewności, czy była przyszyta na krawędzi sukni fartuchowej.
krajka, czerwone nici którymi była być może przyszyta, fragment pętelki,
zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad
Zachował się tylko fragment z górnej części stroju, stąd też nie wiadomo, jak wyglądał jego dół - to zresztą dotyczy także innych "pomysłów na suknię fartuchową", w których także zachowane fragmenty pochodzą z góry sukni.
Nie wiadomo, czy suknia była zamknięta, uszyta w formie tuby, czy też otwarta, a plisy znajdowały się przy krawędziach. Na podstawie szwu znajdującego się zaraz obok plisowanego fragmentu - i tego że szew w ogóle się pojawia, suknia fartuchowa została zrekonstruowana jako zamknięta, zszywana w kształt tuby z większej ilości kawałków. Jak dla mnie - ma to sens, w stroju otwartym z przodu plisowanie miałoby funkcję tylko ozdobną, bo tego typu "fartuch" nie ogranicza ruchów, natomiast w stroju w formie zamkniętej tuby dół musi mieć większy obwód by dało się swobodnie chodzić, natomiast u góry w jakiś sposób należy ową tubę dopasować do ciała - można to zrobić krojąc kawałki wełny w odpowiedni sposób, np. w kształt trapezów, można nadmiar tkaniny ułożyć w zakładkę i spiąć broszami (spotkałam się z taką interpretacją dotyczącą sukni fartuchowej z Pskova, gdzie fragment między pętelkami brosz jest bardzo długi, swoją drogą przymierzam się do uszycia stroju na podstawie tego znaleziska, ale muszę wysupłać kasę na odpowiedni jedwab na obszycia, którego było tam mnogo...), można wreszcie splisować, łącząc praktyczne z ładnym :)
zbliżenie na plisy, zdjęcie z pracy "Vikinger i uld og guld" Charlotte Rimstad
Moja wersja oparta jest na interpretacji znaleziska jako suknia fartuchowej zamkniętej. Nie jest to rekonstrukcja, zgadza się tylko forma, ale użyłam tkaniny w innym kolorze - choć o odpowiednim splocie, inaczej zszyłam pętle ramiączek (to z głupiego przyzwyczajenia, bo spokojnie mogłam je zszyć jak z znalezisku, zajmuje to tyle samo czasu a lepiej wygląda), wreszcie zamiast krajki - której nie miałam akurat na stanie - użyłam pasa ręcznie tkanej wełenki o splocie w diament, którą naszyłam między broszami.
Niemniej krój został przetestowany, a przez święta uszyłam kolejną wersję tego fartucha, dużo bardziej zbliżoną do oryginału. Wisi sobie teraz i czeka na obszycie odpowiednią krajką, więc zrobię jej zdjęcie i także wrzucę tutaj.
suknia fartuchowa z przodu
widok z tył
zbliżenie na plisowanie i naszycie
Fartuszek uszyłam z bardzo dobrej jakości cienkiej i delikatnej wełenki, którą wieki temu kupiłam na coś zupełnie innego, ale na owo coś byłoby jej za mało. Wreszcie się doczekała, i sprawdziła się świetnie, bo bardzo ładnie się układa. Tego typu suknia fartuchowa jest całkiem wygodna, daje swobodę ruchów, no i kryje mankamenty figury ;-) Nada się też dla pań "zaciążonych" (albo mających to w bliskich planach ;-),
bo uszyta z odpowiedniej ilości tkaniny spokojnie pomieści brzuszek a później nie trzeba jej wymieniać na mniejszą :) Ja takich planów nie mam, więc sukni fartuchowej z Køstrup w wersji beta znalazłam nową właścicielkę, a dla siebie póki co wymieniłam ramiączka w fartuszku wzorowanym na tym z Hedeby, oraz uszyłam zupełnie inny strój o którym wkrótce napiszę.
I który swoją drogą dał mi znów do myślenia w kwestiach mody sprzed tysiąca lat...
A na koniec link do wzmiankowanego na początku artykułu: Worn with brooches: the aprondress który bardzo polecam, bo jest to naprawdę świetna informacyjna pigułka, no może bardziej piguła - skompilowany przeze mnie do pdf'a artykuł ma 45 stron! W dodatku zaopatrzona w solidną bibliografię. Dobry materiał żeby się wgłębić - oraz żeby rozwiać co nieco mitów dotyczących sukien fartuchowych.
Zwróciłam uwagę na ten fartuch przeglądając allegro ;-). Cieszę się, że jeszcze w dziale rycerstwo można znaleźć ambitne projekty! Już się bałam, że cały został zdominowany przez "klamry" i inne starożytne "damasty". Dzięki takim projektom jak Twoje wprowadzamy przynajmniej jakąś różnorodność w strojach :-). Moje krajki na pewno pod względem jakości nie dościgną Twoich ubrań, ale przynajmniej mam wiarę w to, że gdy zrobię coś ambitniejszego ktoś być może to zauważy ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Olga
Dzięki za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to myślę, że brak różnorodności... a raczej ta negatywna różnorodność we wcześniackim reko to w dużej mierze kwestia tego, że ludzie mało czytają i szukają a polegają na tym co zobaczą na zdjęciach i tym co im powiedzą znajomi z ekipy - a opcji jest naprawdę wiele - opcji opartych na dociekaniach naukowców, jednak bardziej kompetentnych w tej materii niż przeciętny odtwórca ;-)
Mi się Twoje krajki bardzo podobają :)
A swoją drogą na zdjęciu na blogu masz bardzo fajny strój, ładnie kolory grają :)
Zazdroszczę Ci, że chce Ci się tyle szyć :) Mi na razie jakoś brakuje samozaparcia. Obiecuję sobie, że po sesji zacznę jakąś nową kiecę czy cuś, zobaczymy, czy mi co wyjdzie z tych postanowień ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym, że oczywiście piękna, fachowa robota, to śliczny kolor ma ten fartuszek :)
W sumie nie mam za bardzo póki co nic innego do roboty, no a odkrywanie nowych rzeczy i przekładanie ich na przedmioty bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuń