Strony

czwartek, 22 grudnia 2011

Skjoldehamn - koszula

Całkiem niedawno uszyłam, w ramach odpoczynku od "normalnych" tunik i kiecek, dwa raczej rzadko spotykane wśród polskich rekonstruktorów stroje - suknię fartuchową wg. znaleziska fragmentów tekstyliów z Kostrup i wełnianą koszulę ze znaleziska ze Skjoldehamn.
O ile mała popularność tej pierwszej bardzo mnie nie dziwi - jej wygląd jest właściwie tylko propozycją naukowców "jak to mogło wyglądać" bo dużo się nie zachowało (zresztą dotyczy to właściwie większości kobiecych łaszków, włącznie z chętnie używaną suknią fartuchową na podstawie skrawków tkaniny z Hedeby), to strój ze Skjoldehamn, w tym koszula którą postanowiłam uszyć jest i dosyć powszechnie znany, i zachowany w na tyle dużych kawałkach, że nie trzeba większości sobie dopowiadać. 
No i jest dostępne w sieci fajne opracowanie na jego temat - zlinkuję je na końcu.
Dziś napiszę nieco o koszuli ze Skjoldehamn, szczególnie że dobrze mi wyszła i jestem z niej zadowolona. 


Najpierw może ogólnie o znalezisku.

W roku 1936 na norweskiej wyspie Andøya Rikard Olsen dokonał ciekawego odkrycia. Na trzęsawisku nieopodal farmy Skjoldehamn odnalazł on ludzkie ciało, owinięte w wełniany koc. 
Powiadomiona policja zbadała pobieżnie sprawę i nakazała pogrzebanie ciała na miejscowym cmentarzu. 
Na szczęście - na cmentarzu pewnie szybko rozpadło by się w pył pozbawione konserwującej otoczki torfu - polecenie nie zostało wykonane, i zwłoki pogrzebano niedaleko miejsca znalezienia. 
I być może sprawa tak by się skończyła, gdyby nie to, że informacja o znalezisku dotarła niedługo później do muzeum w Tromsø. Jako że nikt nie spodziewał się rewelacji, a i ciało zostało wykopane z pierwotnego miejsca spoczynku, muzeum nie było zainteresowane wykopaliskami archeologicznymi na "miejscu zdarzenia", poprosiło tylko jednego z miejscowych farmerów o ostrożne i delikatne wykopanie zwłok i przetransportowanie ich do Tromsø.
"Przesyłka" okazała się być dużo ciekawsza niż ktokolwiek się spodziewał... 

Na znalezisko składały się ludzkie szczątki ubrane w wełniany strój w którego skład wchodziły spodnie, koszula, tunika a także wełniany kaptur, skarpety - szyte z tkaniny i owijki. Przepasanie stanowił pleciony wełniany pas z frędzlami. Obecne były także skórzane buty. Do kompletu był jeszcze koc, w które były owinięte - obwiązany krajkami i skórzanymi paskami, i skóra renifera. I nóż.
Stroje zachowały się w całkiem dobrym - jak na znaleziska tekstyliów - stanie - i w całkiem dużych kawałkach. 
Datowanie radiowęglowe pozwoliło wydatować znalezisko na - pi razy drzwi ;-) - 11 wiek. 

Co ciekawe, do dziś nie jest rozwiązana kwestia płci pochowanej osoby - początkowo przyjęto, z racji stroju i noża, że był to mężczyzna. Jednak zachowane elementy szkieletu były drobne, pomiary wskazały że za życia zmarły miał ok. 150 - 160 cm wzrostu - stąd pojawiły się wątpliwości, czy jednak nie była to kobieta - albo też mężczyzna lub kobieta Saami (strój jest podobny do strojów Saamów jakie zobaczyć można np. na zdjęciach z początku XX w - pytanie tylko, czy to ten strój się nie zmienił przez wieki, czy też jest właśnie pozostałością po jakiejś szerszej modzie z tamtych terenów...). 
Badania DNA nie dały jednoznacznej odpowiedzi - ale że nauka idzie do przodu, być może ta kwestia zostanie wyjaśniona. 

A teraz przejdźmy do samej koszuli - oraz mojej wariacji na temat. Wariacji - bo odtworzyłam przede wszystkim krój, sposób szycia, sposób wykończenia - ale użyłam tkanin o innym splocie i kolorach. 

Koszula uszyta została z wełnianej tkaniny o splocie skośnym, pod szyją wykończona ozdobną pasiastą tkaniną - wykończenie w postaci kołnierza - stójki oraz klapki zakrywającej rozcięcie dekoltu - wykończenia te uszyte są z tkaniny o nieco innym splocie . 


Koszula w całości - gładka tkanina jest współczesna, dodana dla zabezpieczenia znaleziska. 
Zdjęcie z Wikipedii.

Dodatkowo pojawia się ozdobny pleciony sznurek na linii stójki i klapki.     


Wykończenie na linii kołnierza i klapki. 
Zdjęcie z bloga A stitch in time

Na klapce przyszyty jest metalowy koralik, służący do jej zapinania. 


Zdjęcie z bloga A stitch in time

Co ciekawe - podobne rozwiązanie "z klapką" można znaleźć w koszuli z Manazan (obecnie Turcja), także datowanej na wiek 11. Ot, jak podobne rozwiązania rodziły się na dwóch końcach ówczesnego świata ;) 
Tkanina prawdopodobnie nie była barwiona - poza ozdobnymi pasiastymi elementami. 

Rękawy są zwężane, zaś boki w dolnej części poszerzane klinami - po trzy wąskie kliny z każdej strony.
Koszula była wielokrotnie łatana.
Szczegółowe informacje są do doczytania w artykule zlinkowanym na końcu tego wpisu, bo nie chce mi się aż tak rozpisywać - zresztą, kto ma uszy niechaj słucha, kto ma Googla niechaj szuka ;-)
tutaj streszczenie najważniejszych informacji na stronie Medieval Baltic (swoją drogą znajduje się na niej wiele ciekawych artykułów, polecam).

Swoją wersję uszyłam z wełenki o splocie płóciennym, w kolorze beżowym - akurat mam takiej sporo na stanie, bo udało nam się dostać w dobrej cenie całą belkę :D
Chcąc zachować charakter oryginału wykończenia wykonałam z tkaniny w pasy, acz różniące się od oryginalnych zarówno rozkładem wzoru jak i kolorystyką. Także ułożenie pasów - w poziomie na klapce i w pionie na stójce - wzorowałam na znalezisku. Ktokolwiek uszył tą koszulę tysiąc lat temu - miał dobry gust :)



Tutaj widok ogólny TŻa w koszuli.



I z tył.

Sznureczek na wykończenie wykonałam ze swojej przędzy, tej farbowanej kiedyś wrotyczem.
Jest z niej także zrobiona pętelka do zapinania koralika. A koralik drewniany, nie miałam niestety na stanie żadnego metalowego chociażby przypominającego ten ze znaleziska.



Zbliżenie na szczegóły. Wykończenie materiałem w paski, 
ozdobny sznureczek i koralik do zapinania. 
Ciemne kropki to krople deszczu, który nas złapał 
w trakcie robienia zdjęć.

Zachowany jest krój - przeanalizowałam interpretacje badaczy, ale też sama przyjrzałam się temu, co widać na zdjęciach w dużej rozdzielczości. Oczywiście pominęłam łatki jakie właściciel stroju naszywał w ramach bieżących reperacji ;-) Mamy więc po bokach po trzy wąskie kliny poszerzające dolny obwód tuniki i kwadratowe kliny pod pachami. Kliny boczne wszywałam najpierw do tylnej części tuniki, tak żeby były "podane" do przodu - na to wskazują, wg. analizy Dana Halvard Løvlid (autora pracy zamieszczonej w linku), linie zagięć na przedniej i tylnej części ubioru. 

Niestety nie mam więcej zdjęć, a koszula znalazła już nowego właściciela - co prawda nie w ruchu reko (trochę szkoda, w końcu każdy metr bieżący dobrze uszytego stroju szczególnym dobrem narodu ;) ), ale i tak fajnie, bo właścicielowi się podoba i już ją nosił - na scenie :)

A tutaj link do  artykułu zawierającego analizę stroju ze Skjoldehamn. Artykuł po norwesku, ale translator daje radę.

Następnym razem napiszę o sukni fartuchowej. A tymczasem - wszystkiego dobrego na Przesilenie, Jul, Alban Arthan, Boże Narodzenie, kolejny miły dzień, czy co tam drodzy czytelnicy świętują lub nie świętują ;-)


4 komentarze:

  1. Witam,
    Można prosić o kontakt e-mailowy do wykonawczyni ?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń