Ilość spraw o których chciałabym tu napisać przyrasta mi ostatnio wraz ze stertą rzeczy do obfotografowania - ale pogoda póki co niespecjalnie zachęca do robienia zdjęć w plenerze - bo ciemno od rana, a w domu warunków za bardzo nie mam.
Tymczasem podzielę się więc tym, co wydziubałam ostatnio w ramach odpoczynku od szycia - chociaż z szyciem jest poniekąd związane - i jest na tyle drobne, że mogłam strzelić zdjęcia :)
Każdy komu się zdarza szyć na imprezach historycznych spotkał się być może z kwestią niby drobną a jednak - na co nawinąć nici. O ile wełniane spokojnie można zwinąć w kłębuszek, o tyle lniane, przewinięte do takiej postaci z tekturowej szpulki na których zwykle występują zazwyczaj zamieniają się w malowniczy węzeł gordyjski ;-) A szyć trzeba ;-)
W moim pudełku z rzeczami do szycia skoli nici panował przeważnie chaos, ponieważ skubane nawet z oryginalnej szpulki lubią się odwinąć i splątać ze sobą.
Można nawet kupić drewniane szpulki, ale wzorowane na później datowanych.
Zostają więc rozwiązania prowizoryczne - nawinąć nici na patyk, zostawić na tekturkach.
Niedawno znalazłam jednak coś lepszego. Buszując sobie po forach niemieckojęzycznych w poszukiwaniu informacji dotyczących Germańców epoki wędrówek ludów natrafiłam przypadkiem na kilka ciekawych itemów opartych na drewnianych znajdkach z Hedeby (czyli oczywiście z epoki wikingów, tak w ramach wyjaśnienia...). Postanowiłam się pobawić w zrekonstruowanie kilku z nich.
Pierwszą są drewniaki zidentyfikowane jako szpulki na nici - wzięłam się za nie bo po a) są proste w wykonaniu, a moja umiejętność pracy w drewnie póki co umiarkowanie zaawansowana, b) są tym czego potrzebuję do uporządkowania wyjazdowego warsztatu :-)
Na początek rysunek - pochodzi z książki "Die Holzfunde von Haithabu", zaczerpnięty z którejś z niemieckich stron. Samą książkę chętnie bym kupiła, bo więcej w niej ciekawych rzeczy, ale cena powaliła mnie na kolana - 70 e. Niestety, nie ma moje możliwości finansowe jak na tą chwilę. Może kiedyś.
A poniżej zdjęcia wykonanych przeze mnie szpulek. Ta pusta jest jeszcze nie wykończona, muszę lepiej wyprowadzić kształt i ładnie ją wygładzić. Na pozostałych ulokowały się na razie szara lniana nić i brązowa wełniana przędza, których używam najczęściej. W założeniu mam wykonanie 6 szpulek.
Szpulki robiłam ze znalezionego w piwnicy drewna - jest to jakiś iglak, po zapachu sądząc, ale jaki - pojęcia nie mam. Dziubało się w nim ciężko, bo w piwnicy przesuszyło się długi długi czas i jest bardzo twarde. A pomyśleć, że mieliśmy kiedyś w tejże samej piwnicy dwa wielkie kawały lipy, w sam raz na wszelakie dłubanie - gdzieś się niestety w międzyczasie straciła.
Tak wyglądają szpulki z boku - mają jakiś centymetr szerokości i z 6-7 długości. Proporcję wyciągnęłam z rysunku.
Jak na razie nie narzekam na to rozwiązanie - tzn. nić się łatwo nawija, łatwo rozwija, nie rozwija się sama, nawet wrzucona do pudełka i zabrana w drogę.
Jeśli więc ktoś chce się zaopatrzyć w "historycznie poprawne" szpulki, to polecam :)
A następnym razem będzie albo znów o ciuchach, albo o kolejnej fajnej rzeczy z Haithabu - zależnie od tego, czy wreszcie przyjdzie porządna zima i będzie można iść obfocić najnowsze szycia :)
PS 30.05.2012
Znalazłam dziś zupełnym przypadkiem takie oto cudeńko, ze Szwecji:
http://mis.historiska.se/mis/sok/include_image_exp.asp?uid=28687
Od duńskiego różni się materiałem - jest rogowe.
Niniejszym idę szukać w garażu kawałka rogu :)
Super rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuń