Strony

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Farbowanie v. 3 - wrrrrrrotycz

Tym razem będzie o farbowaniu wrotyczem.
Miało być wcześniej, ale dopiero dzisiaj udało mi się zgrać z aparatu zdjęcia.

Wrotycz jest dosyć pospolicie występującą roślinką, o tej porze roku można spotkać go na łąkach, nieużytkach, gruzowiskach - w mojej okolicy na przykład dużo rośnie przy torach kolejowych. Raczej nie na terenach podmokłych.
Wrotycz jest tak poza tym trujący, no ale jeśli nie zamierzamy go jeść - ani spijać barwnika - to nic nam nie grozi (chociaż z drugiej strony kiedyś go do potraw dodawano... ale też używano sporej ilości innych niespecjalnie zdrowych specyfików).

Ma też bardzo intensywny charakterystyczny zapach - dla jednych przyjemny, innych odrzucający.
Do barwienia wykorzystuje się same żółte kwiatki. Zbiera się je szybko, bo i koszyczków kwiatowych jest na jednej roślinie dużo, i wrotycz rośnie przeważnie w większych kępach.



Żółtych kwiatków miałam mniej więcej całą moją glinianą michę. Zalałam je wodą i odstawiłam na jakieś dwa dni. A po dwóch dniach, zagotowaniu i odcedzeniu zielska - uzyskałam garnek takiego ładnego żółciutkiego barwnika.


Część wełny zaprawiłam przed farbowaniem w ałunie, część tylko przepłukałam wodą- różnica w kolorze jest bardzo widoczna. Znowu wykorzystałam kremowe przędze - cienką i grubą, oraz szarą włóczkę. 


Tym razem postanowiłam także poeksperymentować z lnem. Kawałek naturalnego, lekko bielonego lnu (kolor wyjściowy - jasny beż, kremowy) zaprawiłam wg przepisu z "Barwienia naturalnego" Katarzyny
Schmidt-Przewoźnej, w ałunie i sodzie oczyszczonej.


Gotowało się wszystko w barwniku około 3 godzin, zarówno pierwsza jak i druga porcja.
Od lewej - przędza z pierwszego barwienia, zaprawiana wcześniej ałunem, przędza jasna z pierwszego barwienia nie zaprawiana ałunem, włóczka szara z drugiego barwienia, zaprawiana ałunem, przędza jasna z drugiego barwienia, zaprawiana ałunem, przędza jasna z drugiego barwienia zaprawiana ałunem. Kolory są na żywo trochę wyrazistsze. Ogólnie z pierwszego barwienia wyszła bardzo ładna żółć, zarówno na zaprawianej jak i nie zaprawianej wełnie.


Na drugim zdjęciu lepiej widać efekt na szarej włóczce - kolor hm... szaro-żółto-oliwkowy?


No i jeszcze len. Len z kremowego stał się kremowo-żółty. Porównanie z kartką z drukarki, bo oczywiście zapomniałam zostawić sobie kawałka niebarwionego, a więcej z tego rodzaju już nie mam. Zasadniczo kolor bledziutki, delikatny, mocno rozbielony.
Tysiąc lat temu nie specjalnie chciałoby mi się tyle babrać - bo jednak jest to sporo roboty gdyby chcieć przygotować barwnik na przędzę w ilości potrzebnej do uzyskania tkaniny na ciuchy - dla osiągnięcia tak subtelnego efektu ;-)
Można powiedzieć: "Da się tak farbować? Da. To pewnie i kiedyś farbowali." Biorąc jednak pod uwagę ilość czasu jaką trzeba poświęcić - a którą można wykorzystać na prace gospodarskie zapewniające mieszkańcom przeżycie... Wg. Thora Ewinga (artykuł "‘í litklæðum’ – Coloured Clothes in Medieval Scandinavian Literature and Archaeology") we wczesnośredniowiecznej Skandynawii lny stosowano raczej w wersji naturalnej i bielonej, aczkolwiek prawdopodobnie z rzadka były też farbowane - tak od siebie dodam, że myślę, że barwnikami na tyle silnymi, żeby dały ładny efekt przy stosunkowo małym nakładzie środków, bo inaczej była by to trochę "robota głupiego".


A na zdjęciu poniżej - indygo.
Kupiłam do włosów, ale odsypię nieco na farbowanie, bardzo mnie ciekawią efekty.
Włosy farbuje się indygo na czarno - najpierw nakładając hennę, a później, na zabarwione nią na rudo upierzenie - właśnie indygo, w postaci szpinakowo-zielonej papki, która utlenia się dosyć szybko do bardzo ciemnego granatu. Efekt jest bardzo ładny i naturalny, nie jak przy chemicznych farbach, a przy tym włosy odżywione. Dwie wady - dosyć długo cały proces trwa (przynajmniej 4 h samego farbowania, a przygotować henne trzeba wcześniej) i czasem włosy mogą mieć w pierwszym dniu po farbowaniu zielonkawe pobłyski - znikają kiedy indygo się utlenia.
Za pomocą indygo można też malować na skórze - taka niebieska wersja mehendi.


I to by było tyle na dziś :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz