Tu druga owieczka, ta mniej zdredowana, pierwszej oszczędziliśmy zdjęcia przed fryzjerem ;)
Unieruchomienie owieczki
A tutaj jej opowiadałyśmy jaka będzie ładna ;)
Siostrzyczka przyszła sprawdzić co jest grane
A tutaj do gry wkroczył Rudy i współczesne nożyce - historyczne były dosyć tępe i długo to trwało
A tutaj już strzyżenie drugiej owieczki - pierwsza, już lżejsza o kilka kilo, sprawdza co z siostrą
Ogólnie pierwsza nie chciała się od nas odkleić jak już ją ostrzygliśmy i się cały czas nastawiała do głaskania.
Chyba syndrom sztokholmski ;)
A całe runo odmacza się z brudu w wanience u mnie w ogródku :D Zobaczymy na co się nada - w najgorszym razie część pójdzie do filcowania dla Katli a odpad na uszczelnienia chatek w Białogrodzie.
I to tyle na dziś - a następna notka będzie dłuższa, bo kilka tematów mi się wykluło w międzyczasie.
Uratowaliście biedne stworzenia!
OdpowiedzUsuńSądząc po tym pierwszym zdjęciu, od paru lat nie strzyżone. Nic dziwnego, że tak was pokochały :)
Właśnie się zastanawialiśmy czy one kiedykolwiek były strzyżone, bo wyglądały na raczej młode.
UsuńOdrost wełny trzy-czteroletni (normalnie wrzosówkę strzyże się dwa razy do roku). A że zwykle młode rodzą się w zimie, to dałabym tym owcom trzy i pół roku.
OdpowiedzUsuńCud, że w międzyczasie na udar cieplny nie padły... Pozwolisz, że pierwsze zdjęcie sobie ukradnę (oczywiście z podaniem źródła!) - na jakąś przyszłą okazję, gdy będę chciała pokazać, co można zrobić z owcy?
Nie ma problemu, ukradaj :)
UsuńJeśli tak, to wyszło by, że nigdy nikt ich nie przyciął. Biedne, już się nie dziwię, że początkowo w ogóle nie wiedziały o co chodzi.
Zdecydowanie odradzam używania runa do optyku chaty. Z doświadczenia wiem, że jest to może i szybka i w miarę tania metoda ale konsekwencje w postaci masy rozszalałych moli i innych dziwnych stworzeń są nieprzyjemne i trudne do usunięcia.
OdpowiedzUsuńW wersji "runo nasycone dziegciem" lub "runo jako substancja schudzajaca glinę" też? Plan wstępny był żeby je wykorzystać tak spreparowane.
UsuńCo do wersji " runo nasycone dziegciem" - masz tyle dziegciu? Mnie było by szkoda. Pojawia się też kwestia taka, że runo nie daje odpowiedniego przyczepu dla późniejszej warstwy glinianej. Zaważyłam, że etno i archeologicznie najczęściej stosowane były nie za długie warkocze ze słomy wkładane na wcisk i obsmarowywane gliną. Jeśli chodzi o schudzenie to przyznam, że nie wiem jak dokładnie zachowa się wełna w takiej sytuacji. Polecić mogę mieszankę słomianej (b. drobnej)siekanki z końskimi pączkami(najlepiej ale mogą też być inne).
UsuńNie ważne czy mam - jeśli takie rozwiązanie miałoby sens, byłoby potwierdzne i w jakiś sposób lepsze od innych metod, to i dziegieć by się znalazł. Chodziło o coś analogicznego do warkoczy słomianych, ale z runa, tego odpadowego.
UsuńMieszanki glina + końska kupa wraz z resztkami słomy już używamy, stąd rozważania, czy inne materiały by się nie nadały.
O Croinin pisze w swojej książce "Irlandia średniowieczna" o wczesnośredniowiecznych domostwach irlandzkich w których warstwę izolującą między dwoma warstwami plecionkowej ściany stanowiły różne materiały organiczne, w tym słoma, wrzosy, mchy, i tak dalej. Stąd zaczęliśmy się zastanawiać, czy do wycieplania domostw używano także odpadów runa najgorszej jakości, a jeśli tak - to gdzie i w jaki sposób.
Nie próbowałam, nie słyszałam by ktoś inny próbował więc nie wiem - może akurat nasycone dziegciem zda egzamin i nie będzie się robactwo zalęgać. Jeśli znajdę coś w źródłach na ten temat dam znać.
OdpowiedzUsuńUzupełnienie po czasie - większość runa nie nadawała się do wykorzystania "tekstylnego" (zbyt zniszczone). Zostało wykorzystane do uszczelnień - część po prostu skręcona i wciśnięta w szczeliny, część dodatkowo zamoczona w glinie. Jeśli o mole chodzi - uznaliśmy, że skoro dotychczas się nie zalęgły w chacie pełnej runa, skór i pełnej przed większość czasu dymu, to już się nie zalęgną ;) Faktycznie, póki co nie zaobserwowano. Natomiast interesującym jest pytanie, czy runa z uszczelnień nie będą wywlekać myszy, na wymoszczenie nor :D
OdpowiedzUsuń