Strony
▼
czwartek, 30 czerwca 2011
sobota, 25 czerwca 2011
Farbowanie v.1 - notka stara
Jakiś czas temu postanowiłam pobawić się w roślinne farbowanie wełny - oraz kilku skrawków lnu, dla porównania (i sprawdzenia, czy len faktycznie, jak wieść gminna głosi, tak ciężko się farbuje naturalnie - oraz na ile radosne kolory lnu noszone w "ruchu" są fantazją).
czwartek, 23 czerwca 2011
Trollkona - czyli zaczynamy na nowo ;)
Cóż znaczy słowo "trollkona"?
Wywodzi się ono z języków skandynawskich - w zasadzie jest złożeniem dwóch wyrazów.
"Troll" to określenie nie tylko na jeden z gatunków magicznych, mitycznych istot, ale też - w późniejszych czasach - na wiedzę magiczną jako taką (trolldom) - w końcu owe "nieludzkie" ludy zawsze wiązano z magią; natomiast "kona" to kobieta - słowo dosyć archaiczne, chyba obecnie nie używane powszechnie.
Czyli "magia" + "kobieta" = jaki wniosek?
Było to jedno z mian nadawanych "wiedzącym" kobietom, na nasze: "czarownicom" czy "wiedźmom".
Inną taką nazwą była "visendakona" - to już dosłownie można przetłumaczyć jako wiedźma.
Skąd jednak nawiązanie do wiedzy tajemnej, skoro umiejętności takie jak farbowanie, szycie czy wiedza o ziołach były tysiąc lat temu czymś tak normalnym jak dziś obsługa komputera? Cóż, dla mnie słowo "wiedźma" to nie tylko określenie "kobiety wiedzącej" ale też osoby, która wiedzę ceni, chce ją zdobywać i lubi to, dla której wiedza jest skarbem samym w sobie, wiedza zarówno teoretyczna jak i praktyczna. A że Skandynawia jest jedną z moich fascynacji, że zajmuje mnie akurat rekonstrukcja w realiach wczesnośredniowiecznej Skandynawii, nazwę zaczerpnęłam z ichniejszych języków :-)
A na marginesie - trollkona to także trollowa kobitka, czyli Trollusia po prostu ;-)
Taka na przykład jak na ilustracjach Rolf'a Lidberg'a:
Jaki cel ma ten blog?
Dwa lata temu miałam szaloną ideę dokumentowania przeróżnych rekonstrukcyjnych ekperymentów i zabaw z rzemiosłem, tak, żeby zostało po nich coś więcej, niż tylko jakiś tam wynikowy przedmiot, kłębek farbowanej wełny, etc. Oraz żeby zapisywać wszelakie na ich temat spostrzeżenia, uwagi, błędy jaki uda mi się popełnić.
Oczywiście jak to z szalonymi ideami bywa - szybko zabrakło mi zapału, a i czasu zrobiło się mało.
Może tym razem się uda :)
Na początek przerzucę notki z poprzedniego bloga - zapewne z uzupełnieniami, bo w końcu przez te dwa lata cały czas działałam i eksperymentowałam.
Zapraszam do czytania, może się komuś przydadzą te wypociny :)
A tak poza tym to muszę coś zrobić z tym nieszczęsnym szablonem, bo czytać się nie da.
Wywodzi się ono z języków skandynawskich - w zasadzie jest złożeniem dwóch wyrazów.
"Troll" to określenie nie tylko na jeden z gatunków magicznych, mitycznych istot, ale też - w późniejszych czasach - na wiedzę magiczną jako taką (trolldom) - w końcu owe "nieludzkie" ludy zawsze wiązano z magią; natomiast "kona" to kobieta - słowo dosyć archaiczne, chyba obecnie nie używane powszechnie.
Czyli "magia" + "kobieta" = jaki wniosek?
Było to jedno z mian nadawanych "wiedzącym" kobietom, na nasze: "czarownicom" czy "wiedźmom".
Inną taką nazwą była "visendakona" - to już dosłownie można przetłumaczyć jako wiedźma.
Skąd jednak nawiązanie do wiedzy tajemnej, skoro umiejętności takie jak farbowanie, szycie czy wiedza o ziołach były tysiąc lat temu czymś tak normalnym jak dziś obsługa komputera? Cóż, dla mnie słowo "wiedźma" to nie tylko określenie "kobiety wiedzącej" ale też osoby, która wiedzę ceni, chce ją zdobywać i lubi to, dla której wiedza jest skarbem samym w sobie, wiedza zarówno teoretyczna jak i praktyczna. A że Skandynawia jest jedną z moich fascynacji, że zajmuje mnie akurat rekonstrukcja w realiach wczesnośredniowiecznej Skandynawii, nazwę zaczerpnęłam z ichniejszych języków :-)
A na marginesie - trollkona to także trollowa kobitka, czyli Trollusia po prostu ;-)
Taka na przykład jak na ilustracjach Rolf'a Lidberg'a:
I moja ulubiona, tegoż samego autora:
Dwa lata temu miałam szaloną ideę dokumentowania przeróżnych rekonstrukcyjnych ekperymentów i zabaw z rzemiosłem, tak, żeby zostało po nich coś więcej, niż tylko jakiś tam wynikowy przedmiot, kłębek farbowanej wełny, etc. Oraz żeby zapisywać wszelakie na ich temat spostrzeżenia, uwagi, błędy jaki uda mi się popełnić.
Oczywiście jak to z szalonymi ideami bywa - szybko zabrakło mi zapału, a i czasu zrobiło się mało.
Może tym razem się uda :)
Na początek przerzucę notki z poprzedniego bloga - zapewne z uzupełnieniami, bo w końcu przez te dwa lata cały czas działałam i eksperymentowałam.
Zapraszam do czytania, może się komuś przydadzą te wypociny :)
A tak poza tym to muszę coś zrobić z tym nieszczęsnym szablonem, bo czytać się nie da.